Warszawa przyciąga
niepomierne rzesze turystów. W polskiej stolicy znajdują się przecież symbole
i miejsca związane z dziejami narodu i państwa znad Wisły. Nic więc dziwnego,
że odwiedzających przyciągają liczne muzea jak Muzeum Fryderyka Chopina, Muzeum
Plakatu w Wilanowie, Muzeum Powstania Warszawskiego, Zamek Królewski, Centrum
Nauki Kopernik czy galerie jak Zachęta, Foksal i inne. Poza tym do stałych
punktów wycieczek zalicza się wizyty na placu Józefa Piłsudskiego, na Krakowskim
Przedmieściu, przed pałacem prezydenckim, w Łazienkach, w Sejmie RP, a także na
Powązkach i innych miejsca, które przyciągają nie tylko krajanów, ale i
zagranicznych globtroterów. Warszawa jednak pełni nie tylko rolę stolicy
państwa, ale także – a może przede wszystkim miasta, w którym żyją, pracują i
tworzą ludzie. Wedle oficjalnych danych mieszka tu 1 milion 700 tysięcy osób.
Podobnie jak w każdej innej miejscowości, budują tożsamość danego miejsca. Stąd
też za warte uwagi należy uznać wycieczki, organizowane przez warszawskich
przewodników, zrzeszonych w różnych organizacjach, którzy przygotowują wojaże
po różnych częściach Warszawy, ukazując mało znane walory stolicy. Szybko
jednak okazuje się, że losy warszawiaków są sprzężone z ogólnopolskimi dziejami.
W efekcie losy „małej ojczyzny” przenikają się z historią tej „dużej”. Tym
bardziej warto wybrać się na jedną z takich wycieczek, zwłaszcza, że latem
oferta jest dość bogata.
W słoneczną, lipcową niedzielę (9 lipca 2017 r.) wziąłem udział w dwóch marszrutach po Warszawie. Pierwsza była poświęcona tak zwanemu Nowemu Miastu, założonemu na początku XV wieku, na północ od Starego, co wynikało z przeludnienia tego drugiego z racji napływu ludności. Oprowadzenia po tej części stolicy podjął się Łukasz Kulej, związany z ABC Warszawy >KLIK<. Druga zaś dotyczyła Szwajcarskiej Doliny, położonej w południowej części Śródmieścia. Tenże wieczorny spacer poprowadził Piotr Wierzbicki, przewodnik i zarazem autor dość interesującej strony na portalu społecznościowym facebook – Warszawa na Wyrywki >KLIK<.
W słoneczną, lipcową niedzielę (9 lipca 2017 r.) wziąłem udział w dwóch marszrutach po Warszawie. Pierwsza była poświęcona tak zwanemu Nowemu Miastu, założonemu na początku XV wieku, na północ od Starego, co wynikało z przeludnienia tego drugiego z racji napływu ludności. Oprowadzenia po tej części stolicy podjął się Łukasz Kulej, związany z ABC Warszawy >KLIK<. Druga zaś dotyczyła Szwajcarskiej Doliny, położonej w południowej części Śródmieścia. Tenże wieczorny spacer poprowadził Piotr Wierzbicki, przewodnik i zarazem autor dość interesującej strony na portalu społecznościowym facebook – Warszawa na Wyrywki >KLIK<.
W 1408 r., przy
trasie do Zakroczymia, książę mazowiecki Janusz I Starszy, wiernie stojący u
boku królów Polski – Ludwika Węgierskiego i Władysława Jagiełły, a z tym
ostatnim skoligacony przez swą małżonkę Danutę Annę (kuzynkę pierwszego
Jagiellona na tronie polskim; tj. córkę Kiejstuta, brata ojca Jagiełły –
Olgierda), założył Nowe Miasto, które jako byt niezależny istniało do 1791 r.,
kiedy to zostało administracyjnie włączone do Warszawy. Wycieczka po tej części stolicy zaczęła się
od przystanku pod Bramą Mostową, budynkiem wystawionym przez królową Annę
Jagiellonką, w stylu późnogotyckim. Stanęła przy zachodnim przyczółku
pierwszego, drewnianego mostu, który w początkach następnego stulecia uległ
zniszczeniu po uderzeniu kry lodowej. W późniejszych latach budynek pełnił rolę
prochowni, ale również – co było zresztą zasługą Stanisława Lubomirskiego
(1722-1783), marszałka wielkiego koronnego – „Domu poprawy i kary”, w którym to
skazani byli poddawani resocjalizacji. Celu poprawy zachowania jednak nie udało
się osiągnąć z racji przeludnienia miejsca. Obecnie obiekt spełnia rolę
kulturalną i edukacyjną.
Przedłużeniem
ulicy Boleść, w kierunku odwrotnym od Wisły, jest Mostowa, która wielokrotnie
miała okazję wystąpić w polskich filmach, jak choćby w „Mieście 44” w reżyserii Jana Komasy. U
szczytu drogi, przy skrzyżowaniu z ul. Freta można podziwiać kościół pod
wezwaniem św. Ducha oraz przylegający doń budynek dawnego szpitala miejskiego,
pierwszego tego typu obiektu w Warszawie oraz na Mazowszu, co również było
dziełem księcia Janusza I Starszego, założonego pod koniec XIV wieku. W XVIII
wieku zaprzestał swej działalności. Warto jednak zaznaczyć, że średniowieczne i
nowożytne szpitale różniły się od tych współczesnych. Przede wszystkich pełniły
rolę przytułku dla biednych i chorych, czasem jako hotel dla podróżnych, którzy
nie zdążyli wejść do miasta przed zamknięciem bram. Tego typu miejscom, na ogół
patronował św. Duch, o czym zresztą była mowa na blogu przy okazji prezentacji jednej
z łaskich świątyń >KLIK<.
Dawny szpital miejski i kościół p.w. św. Ducha
Niedaleko
wspomnianej świątyni, przy ul Długiej znajduje się pałac, wybudowany w XVIII
wieku w stylu barokowym, przebudowany w tym samym stuleciu zgodnie z wymogami
klasycyzmu, należący do rodziny Raczyńskich. Jednym z bardziej znanych mieszkańców
tegoż budynku, acz nie przynoszącym mu chwały, był Kazimierz Raczyński
(1739-1824), który nie dość, że okazał się zwolennikiem konfederacji
targowickiej, to jeszcze rosyjskim agentem. W czasie insurekcji
kościuszkowskiej zamierzano go pojmać i osądzić, ale szczęśliwym trafem dla
niego – udało mu się zbiec. Obecnie obiekt służy Archiwum Głównemu Akt Dawnych.
Nie lada
atrakcją dla zwiedzających jest ulica Freta (wytyczona już w 1416 r.) – nie
tylko z racji pięknych, historycznych budynków w postaci kamienic czy barokowej
świątyni pod wezwaniem św. Jacka (do którego w okresie międzywojennym wchodziło
się przez galerię handlową), ale i osób związanych z tym miejscem. W jednym z
domów przyszła na świat Maria Skłodowska-Curie, co nie tylko upamiętnia stosowna
tablica na ścianie, ale i muzeum polskiej noblistki. Przy ul. Freta mieszkał
także Ernst Theodor Hoffmann (1776-1822), który w czasie pruskiego zaboru nad
Warszawą, otrzymał zadanie nadawania nazwisk Żydom. Jednak nie tylko to
przyniosło mu sławę. Przede wszystkim tenże prawnik okazał się zdolnym
pisarzem, poetą, kompozytorem, rysownikiem i karykaturzystą epoki romantyzmu.
Dziełem życia było opowiadanie dla dzieci „Dziadek do orzechów”.
W bliskim
otoczeniu ul. Freta znajdowała się ongiś świątynia pod wezwaniem św. Jerzego,
wraz z parafialnym cmentarzem. Odnotować należy fakt, że chowano na nim nie
tylko złoczyńców oraz samobójców, ale i konfederatów barskich. Opiekę nad
kościołem sprawował zakon kanoników regularnych. Jednak po ich likwidacji w 1818
r. zaprzestano odprawiania nabożeństw. Popadający w ruinę budynek przeszedł w
ręce rodzącej się wielkiej warszawskiej spółki Lilpop, Rau i Loewenstein. Zanim
pobudowała własne fabryki na Woli, zaczynała od odlewni, zlokalizowanej w
dawnej świątyni. Potem w tymże budynku umieszczono halę targową. Jednak nie
przetrwał czasu powstania warszawskiego i po wojnie wszelki ślad po nim zaginął.
Dziś rośnie tu trawa, stoją garaże oraz bloki.
Nowe Miasto,
podobnie jak Stare, posiadało własny rynek, a na nim ratusz. Jednak ten
rozebrano w 1818 r. Jeszcze w XVII wieku przy placu postawiono kościół pod
wezwaniem św. Kazimierza, a obok zakon dla opiekujących się świątynią –
sakramentek. Wszystko to za sprawą fundacji Marii Kazimiery d`Arquien, czyli
słynnej Marysieńki, żony Jana III Sobieskiego. Jednak sam kościół nie miał
szczęścia w czasie insurekcji kościuszkowskiej. Na potrzeby powstania zrabowano
nie tylko mienie ruchome, ale i miedzianą kopułę. A wszystko to w dobrej wierze
w walce z rosyjskim przeciwnikiem. Trzeba jednak wspomnieć, że od samego
początku, obok świątyni istniała szkoła dla dziewcząt. W XIX wieku naukę tu pobierały
Maria Konopnicka oraz Eliza Orzeszkowa.
Kościół p.w. św. Kazimierza
Niedaleko, przy
ul. Kościelnej mieszkał w okresie międzywojennym znany komediant polskiego kina –
Adolf Dymsza, którego często można było spotkać, jak przechadzał się ze swoim
wilczurem. Kierując się jednak tą drogą w kierunku Wisły, można dotrzeć do
najstarszej zachowanej świątyni w Warszawie – pod wezwaniem Nawiedzenia
Najświętszej Marii Panny, postawionej w 1411 r. przez wspomnianego już księcia
Janusza I Starszego, w stylu gotyckim. Podług legendy kościół miał wybudować
bogaty młynarz, który bardzo pragnął posiadać potomka. Pewnej nocy przyśniła mu
się Matka Boska, która powiedziała mu, że doczeka się potomka, gdy wystawi ku
Jej czci świątynię. Miejsce jednak nie mogło być przypadkowe. Jeśli ujrzy w
trakcie szukania odpowiedniej lokalizacji śnieg, to będzie znak, gdzie należy
postawić budynek. Sęk w tym, że w lipcu trudno o biały puch. Przypuszczano
więc, że chodziło o kwitnącą na biało grykę. Niewątpliwie jednak bogaty młynarz
spełnił prośbę i w rok po poświęceniu kościoła, ochrzcił w nim pierworodnego.
Kościół p.w. Nawiedzenia NMP
W pobliży tejże
świątyni znajdują się dwie, warte uwagi uliczki. Pierwsza z nich – Samborska,
która uchodzi za najkrótszą w Polsce, liczy sobie 22 metrów długości. Na
drugą – ul. Rajców warto udać się ze względu na luksusowe domy, który zostały
wystawione w czasach PRL. W jednym z nich miał zamieszkać Edward Ochab – I
sekretarz KC, jednak zrezygnował, tłumacząc, że nie dla niego przepych. Pod tym
adresem, w odpowiednim czasie, można było spotkać Mirosława Hermaszewskiego,
pierwszego Polaka w kosmosie, oraz płk Ryszarda Kuklińskiego, którego życie i
działalność dobrze zobrazował Władysław Pasikowski w filmie „Jack Strong”.
Willa dla Ochaba
W pobliżu
znajduje się gmach Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, który w czasie
powstania warszawskiego został zdobyty już 2 sierpnia 1944 r. Jego obrona, mimo
zaciętego niemieckiego ostrzału, trwała dość długo, bo do 27 sierpnia. Swoistą
pamiątka po tamtych wydarzeniach są widoczne po dziś ślady na płocie,
okalającym budynek.
Wycieczkę
śladami „Nowego Miasta” zakończono przy Zdroju Królewskim, powstałym w XVIII wieku,
który został zasypany w trakcie budowy cytadeli. Wiek później jednak odkopano,
przywracając blask temu popularnemu przed laty miejscu, stawiając neogotycką
budowlę, na której umieszczono odnowioną tablicę upamiętniającą decyzję króla
Stanisława Augusta Poniatowskiego, który zatroszczył się o ten publiczny zdrój.
Drugi spacer
zaczął się na ul. Pięknej - ongiś Piusa XI, który jako jeden z nielicznych
dyplomatów, jeszcze nie będąc papieżem, został w Warszawie w okresie wojny
polsko-bolszewickiej, zwłaszcza w czasie sławetnej bitwy warszawskiej w
sierpniu 1920 r. Zyskał tym samym sympatię mieszkańców. Tenże patronat jednak
nie przypadł do gustu komunistom i po 1945 r. przywrócili dawną nazwę. Przy samej
zaś ulicy mieści się kilka miejsc, które pozostają warte uwagi turystów. Jednym
z nich jest budynek małej PASTy, o który zażarty bój toczyli powstańcy
warszawscy ze zgrupowania AK „Ruczaj”. A naprzeciwko stoi, co prawda teraz
przysłonięta przez nowoczesny budynek, kamienica, w której mieściła się
prywatna szkoła, założona przez hrabiankę Cecylię Plater Zyberk, która
postawiła sobie za cel wykształcenie młodych panien, między innymi
przygotowując je do konkretnych zawodów. Godnym pochwały był jej upór w kwestii
nauczania języka polskiego, mimo represji grożących ze stron władz carskich.
Szkoła wznowiła działalność po 1989 r., po tym jak władze PRL ją upaństwowiły.
A sama szlachcianka stała się jej patronem.
Ulicę Piękną
przecina Krucza, przy której w latach 70. XIX wiek pobudowano szereg kamienic.
Szybko się okazało, że nie cieszyły się popularnością z racji źle jakościowo
dobranego materiału jak i wykończenia. O wiele bardziej solidniejsze okazały
się budynki powstałe dwie dekady później. O dziwo jednak – przy ul. Kruczej
ostała się ta, która miała słaba konstrukcję. A przetrwała te trwalsze i pożogę
dziejową. Naprzeciwko niej znajdował się placyk, na którym, w czasie budowania
współczesnego biurowca, natrafiono na niemiecki schron bojowy z czasów II wojny
światowej Ringstand 58c. Obecnie można go podziwiać na terenie Muzeum Powstania
Warszawskiego.
Kamienica przy ul. Kruczej z lat 70. XIX wieku
W dość dużej
kamienicy u zbiegu Kruczej i Pięknej mieszkała ze swoją rodziną Loda Halama,
znana aktorka i tancerka. Samo zaś skrzyżowanie było świadkiem jednego z
pierwszych wypadków samochodowych w Warszawie. Prowadzący automobil – jeden ze
znamienitych przemysłowców – potrącił śmiertelnie Władysławę Nidecką
(1863-1914), nauczycielkę, a przede wszystkim zapomnianą już autorkę bajek dla
dzieci i młodzieży.
Kamienica u zbiegu Kruczej i Pięknej
Jednak
przedwojennych warszawiaków przyciągała, już od początków XIX wieku Szwajcarska
Dolina, której śladem wytyczono ul. Chopina. Pierwotnie teren został przekazany
zakonowi bazylianów, którzy w miejscu glinianek miał wybudować klasztor i
kościół. Plany, co prawda zostały zrealizowane, ale w innymi miejscu – przy ul.
Miodowej. Sam zaś teren znalazł nowego gospodarza, który postanowił urozmaicić
życia warszawiakom w czasie wolnym. Powstały więc altany, na deskach których
występowali muzycy, a z czasem nawet duża sala koncertowa. Przy okazji
rozwinęła się gastronomia, co nie wszystkim melomanom przypadło do gustu,
którzy chcąc się rozkoszować chociażby muzyką Mozarta musieli także wdychać
aromaty smażonej wątróbki z cebulką.
Dolinka Szwajcarska
W późniejszym
okresie Dolinę Szwajcarkę przejęło Warszawskie Towarzystwo Łyżwiarskie, które
organizowało lodowiska dla wąskiego grona. Wymagało bowiem od uczestników stosownych
strojów oraz odpowiedniego stylu poruszania się na łyżwach. W okresie letnim
można było tu przyjść pograć w tenisa czy zobaczyć popisy cyrkowe. Dziś tylko
niewielki fragment przypomina świetność dawnego miejsca, w którym należało
bywać.
Od południa z
Doliną Szwajcarską sąsiadują budynki położone w alei Róż, czyli jednego z
prominentnych adresów dysponentów władzy słusznie minionej epoki. W czasach
sprawowania swoich urzędów mieszkali tu Józef Cyrankiewicz oraz Jerzy Borejsza.
Pod tym adresem można było także spotkać takich poetów jak: Władysław
Broniewski, Konstanty Ildefons Gałczyński czy Antoni Słonimski.
W bliskim
sąsiedztwie znajduje się także al. Przyjaźni, przy której mieszkał Jerzy
Waldorff, ale także Stanisław Radkiewicz, minister bezpieczeństwa publicznego.
O tym pierwszym przypomina okolicznościowa tablica. Niewątpliwie jednak w
okolicy Szwajcarskiej Doliny można spotkać szereg ambasad, reprezentujących różne
kraje jak Czech, Rumunii, Norwegii, Węgier, Finlandii i innych.
Warszawa więc
niejedno ma imię J
Piotr Ossowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz