niedziela, 11 czerwca 2017

Huculskie kilimy i liżniki

W Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi >KLIK< można zwiedzić wystawę „Nostalgia za kresami. Ludowa tkanina wileńska, poleska i huculska” (do 20 sierpnia 2017 r.) >KLIK<, na której zaprezentowano bogactwo kultury regionalnej przez pryzmat dzieł tkanych. O jednych z nich w ostatni czwartek 8 czerwca 2017 r. – w ramach imprezy towarzyszącej – opowiedziała Alicja Woźniak z Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi, której bliska sercu okazała się huculszczyzna. Ponad ćwierć wieku temu zauroczyła się kulturą mieszkańców Karpat Wschodnich, gdy w swojej placówce szykowała jedną z wielu wystaw, a na której to pojawiły się huculskie przedmioty. Choć zasadniczo w pracy naukowej zajmuje się badaniem strojów – a w przypadku Hucułów mowa o bardzo bogatym ubiorze – to urzekły ją wytwarzane po dziś tradycyjną metodą kilimy i liżniki, które to można podziwiać na wystawie i którym to był poświęcony okolicznościowy wykład.


Huculszczyzna wzbudziła zainteresowanie polskich naukowców i artystów w połowie XIX wieku. Zauroczeni bogato zdobionymi mieszkaniami, strojami oraz kulturą zaczęli chętnie odwiedzać rejony zamieszkałe przez górali pochodzenia ruskiego i wołoskiego, ongiś mieszkających w Rusi Halicko-Wołyńskiej, a od czasów króla Kazimierza Wielkiego w Rzeczypospolitej. Po rozbiorach Polski stali się mieszkańcami monarchii austriackiej, zaś po 1918 r. Rumunii i Czechosłowacji oraz częściowo w odrodzonym państwie Polskim. Obecnie większa część Huculszczyzny znajduje się w granicach Ukrainy. Niewielki skrawek pozostaje na obszarze Rumunii. Jednak wyznaczenie dokładnych granic Huculszczyzny pozostaje zadaniem trudnym pod względem geograficznym. Trzeba bowiem rozpatrywać to zagadnienie w kontekście etnicznym.

Huculi zamieszkali górskie tereny, którego krajobraz zachwycił i artystów i przyrodników. Sama A. Woźniak była pod niemałym wrażeniem i trudno nie zgodzić się z jej odczuciami, oglądając fascynujące zdjęcia z tamtej części Karpat. Nie umniejszając znaczenia i walorów polskich Tatr, to autorce udało się rozpalić w piszącym te słowa chęć odwiedzenia Hucułów. Choć na co dzień nie chodzą w tradycyjnych strojach, to przy okazji świąt i ważnych uroczystości jak śluby zakładają na siebie stroje, której mają za zadanie pokazać ich bogactwo. Nie powinien więc dziwić obraz Hucuła w kożuchu latem. Wszak zapewne chciał oznajmić światu swoją zamożność.

Podstawowymi surowcami do wyrobu strojów były te, które znajdowały się w zasięgu ręki, czyli len, wełna (Huculi słynęli chociażby z wypasania owiec) oraz skór. Ponadto Hucułki uwielbiały zakładać na siebie różnego rodzaju ozdoby, zwłaszcza korale. Swego czasu dość popularne wśród nich były korale włoskie. Dla nieobytych w tematyce może to dziwić. Jednak w trakcie budowy linii kolejowej pojawili się mieszkańcy Italii, którzy to czystym przypadkiem zaoferowali swoje produkty. Pojawił się więc popyt. 

Huculi – podobnie jak większość mieszkańców tego regionu Europy – wyznaje prawosławie bądź pozostaje wyznania greckokatolickiego. Ich świątynie – co nie powinno dziwić – zostały zbudowane z drewna. Jednak z czasem zostały obite arkuszami metalu. Niekoniecznie to posłużyło wiszącym wewnątrz na ścianach kilimach, które z braku oddychania przez drewno, zaczęły szybciej niszczeć. 

Mieszkańcy Huculszczyzny są bardzo przywiązani do swojej tradycji. Samo wesele trwa tam trzy dni. Przede wszystkim trwanie przy zwyczajach przodków przejawia się w stawianiu grażd, czyli tradycyjnych gospodarstw z drewnianych bali w stylu typowym dla tego regionu, jak i posiadaniu odpowiednich strojów oraz innych elementów charakterystycznych dla tej kultury. Hucułki, które zamieszkały w innych regionach Ukrainy, nie zapomniały i przede wszystkim nie wyparły się własnego dziedzictwa. Zresztą – co warte podkreślenia – studiujący na wszelkiego rodzaju akademiach sztuk pięknych mają zajęcia z tradycyjnych form kulturowych, jakie występują w ich kraju. Dopiero potem zdobywają wiedzę oraz umiejętności bardziej współczesne. W efekcie bogactwo etniczne Ukrainy jest podtrzymywane jak w Jaworowie, gdzie można nie tylko wypocząć, ale i samemu – przy wsparciu Hucułów – zrobić własny liżnik, tudzież kupić za mniej więcej 200-300 zł.

Przede wszystkim jednak Hucułowie znani są z produkcji kilimów, czyli w dużym uproszczeniu dywanów, które wieszają pionowo na ścianach oraz kładą na podłogach (przez długi okres czasu tego nie praktykowano) nie tylko w domach, ale i cerkwiach. Wytwarzają je tradycyjną metodą na drewnianych warsztatach dwupodnożkowych w sposób grzebyczkowy bądź płochowy. Kompozycje przede wszystkim opierają się na geometrycznych wzorcach jak i motywach roślinnych. Kolorystyka zależała od dostępności naturalnych barwników oraz sposobie ich wytwarzania. W tym celu zbierano czerwie (właściwie Czerwiec polski; na czerwony kolor), jałowiec (na żółty kolor), męską urynę (w wyniku fermentacji powstawał niebieski barwnik) i inne. Jednak intensywność zależała już od techniki przyjętej przez daną tkaczkę. Tajemnice te były przekazywane jedynie w obrębie rodziny. Choć z czasem pojawiły się nienaturalne barwniki, to siła tradycji zwyciężyła i kilimy nadal są barwione zgodnie z dawnymi zasadami.


Kilimy miały duże znaczenie dla Hucułów. Dopiero po ich powieszeniu na ścianie, można było coś innego przyczepić jak ikony czy inne święte obrazy. W trakcie uroczystości pogrzebowych, przykrywano nimi trumnę. Pani A. Woźniak udało się nawet dotrzeć do feretronu – czyli przenośnego, obustronnie malowanego świętego obrazu – który powstał w technice kilimowej. Przy okazji zachęciła także do odwiedzenia  Muzeum Sztuki Ludowej Huculszczyzny i Pokucia w Kołomyi, w którym to znajduje się przebogaty zbiór kilimów.

Ponadto Hucułowie słyną z produkcji liżników, czyli pewnego rodzaju koca tkanego z wełny o barwie czarnej, brązowej bądź ecru, kompozycji prostej, bazującej na geometrycznych wzorach, zwłaszcza rombach. We wspomnianym już Jaworowie można dostrzec w krajobrazie wiszące na płotach liżniki, które to mają zachęcić odwiedzających do kupna bądź też suszą się. Na prezentowanych przez A. Woźniak zdjęciach wyglądało to bajkowo. Warto więc nie tylko wybrać się do Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi na tę wystawę, ale i na Huculszczyznę.

Piotr Ossowski


Ps. Zdjęcia przedstawiają kilimy, które można obejrzeć na wystawie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz