niedziela, 2 kwietnia 2017

Twarze Bandery

Rozprawiając o relacjach polsko-ukraińskich nie sposób pominąć osobę Stepana Bandery. W powszechnej (nie)świadomości Polaków uchodzi on za niebywałego mordercę (co akurat pozostaje w zgodzie z rzeczywistością), autora rzezi wołyńskiej. Panuje wręcz wyobrażenie o kulcie jego osoby na Ukrainie, choć w rzeczywistości tak nie jest – za wyjątkiem oddawania czci przez przedstawicieli skrajnych elementów społecznych. Wśród Ukraińców – co warte odnotowania – największą popularnością cieszy się Taras Szewczenko, ukraiński artysta doby romantyzmu. Mimo to nie można zbyć milczeniem faktu istnienia pomników wystawionych ku pamięci przywódcy OUN. To właśnie tej postaci była poświęcona dyskusja, w ramach cyklu „Konfrontacji historycznych – plus czy minus” w Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, prowadzonej przez dr Mikołaja Mirowskiego. Stało się to za przyczyną publikacji książki pt. „Bandera. Ikona Putina” autorstwa Wiesława Romanowskiego, dziennikarza, korespondenta telewizyjnego, obecnego na spotkaniu. Zjawili się również dr Kazimierz Wóycicki oraz Sebastian Rybarczyk, którzy w swojej pracy zawodowej – naukowej i publicystycznej – zajmowali się tematyką relacji polsko-ukraińskich. Dyskusja okazała się nader owocna.


Nim jednak słuchaczom było dane wysłuchać o samym S. Banderze, wzajemnym postrzeganiu obu narodów, autor książki wyjaśnił zebranym powody, dla których zdecydował się sięgnąć po ten temat. Zarówna ta i jak wcześniejsza („Bandera. Terrorysta z Galicji”) stanowiły pokłosie zainteresowania się osobą przywódcy OUN. Rozmawiając wielokrotnie z Ukraińcami w ich ojczyźnie oraz Polakami w kontekście stosunków polsko-ukraińskich, nader często, a właściwie zawsze pojawiało się nazwisko S. Bandery. Sam przyznał – choć można to traktować jako przejaw skromności autora – że niewiele wiedział o tej postaci. Postanowił więc zgłębić wiedzę. Efektem badań stała się pierwsza książka. Druga zaś powstała jako sprzeciw wobec kłamliwego postrzegania Ukraińców, przez pryzmat rosyjskiej propagandy. Autor wytłumaczył bowiem, że dla rosyjskich władz nie do przyjęcia były pozytywne relacje polsko-ukraińskie. Stąd też należało – w rozumieniu gospodarzy Kremla – skłócić obie strony, odświeżając postać S. Bandery.

Świetnie to zagadnienie wyłożył dr K. Wóycicki – publicysta i historyk w jednym, który wręcz wskazał rok 2005 za istotny w postrzeganiu stosunków polsko-ukraińskich. Rosyjskie władze nie zaakceptowały wyraźnego poparcia strony polskiej dla pomarańczowej rewolucji, a w dalszym następstwie wyrazistej solidarności obu narodów. Postanowiono więc przypomnieć Polakom, jak i Rosjanom o złych Ukraińcach, którzy byli gorsi od Niemców z czasów okupacji, że zbrodnia wołyńska była szczególnym przejawem ludobójstwa, ekstremizmu. Tego rodzaju retoryka funkcjonowała już w PRL – dodać należ, że nieprzypadkowo. Między innymi zbrodnią wołyńską zamierzano zasłonić katyńską.

Jednak dr K. Wóycicki przypomniał zebranym, jak to polska szlachta bardzo źle traktowała ukraińskich chłopów, z jakim to okrucieństwem odnosiła się doń. Zresztą sam S. Bandera mógł jedynie moralnie odpowiadać za ludobójstwo na kresach II RP, nie zaś bezpośrednio z racji przebywania w KL Sachsenhausen. Nic jednak nie usprawiedliwiało jego mocno negatywnych wypowiedzi o Polakach.

S. Rybarczyk rozwinął myśl poprzedników, zwracając uwagę, że w polskiej świadomości historycznej w kontekście relacji polsko-ukraińskich, obecne są jedynie „rzeź wołyńska” oraz akcja „Wisła”. Brakuje jednak szerszego rozeznania w dziejach wschodniego sąsiada Polski. W efekcie wykreowana niechęć do S. Bandery przekłada się na sposób postrzegania wszystkich Ukraińców.

Wszyscy trzej prelegenci zgodnie uznali, że postać przywódcy OUN nie powinna była rzutować na stosunki polsko-ukraińskie. Wzajemne relacje między narodami były naznaczone krwią przelaną przez obie strony. Autor książki – W. Romanowski za stosowne uznał prześledzenie prawie 30 lat od 1918 r. po 1948 r., aby choć w pewnym, elementarnym sensie zrozumieć złożoność omawianego zagadnienia. Zwrócił również uwagę na zjawisko popularyzacji ruchu narodowego w okresie międzywojennym we wszystkich krajach Europy, nie tylko na ziemiach ukraińskich (czego przejawem był rozwój OUN) jak i polskich. Choć Roman Dmowski nie popełnij dzieła w stylu Dmytro Doncowa (głównego ideologa ukraińskiego nacjonalizmu), który otwarcie namawiał do przeprowadzania czystek etnicznych.

Bardzo ciekawą konkluzję o stosunkach polsko-ukraińskich przedstawił K. Wóycicki, a którą trafnie określił S. Rybarczyk, że była iście romantyczna. Mianowicie chcąc utrzymać bardzo dobre relacje, należałoby zacząć od poznania historii i kultury Ukrainy, na traktowaniu wschodnich sąsiadów jako partnerów, nie zaś z pozycji wyższej, przepełnionej zarozumialstwem, jakże typowym dla wielu polskich turystów odwiedzających chociażby Lwów. Bo mówienie do Ukraińców, że „przywieźliśmy wam demokrację”, nie stanowi dobrego początku dla dalszego toku rozmowy.

Niewątpliwie więc wypowiedzi prelegentów zadawały kłam powszechnie występującym opiniom na temat Ukraińców. Próba jednak obalenia tych mitów wydaje się możliwa do zrealizowania, ale wymaga długookresowej pracy, zwłaszcza, że propaganda peerelowska i ta współczesna, także przy użyciu Internetu, zrobiła swoje. Nie po raz pierwszy więc historia pokazała złożoność ludzkich dziejów, które wymagają rzetelnego spojrzenia i wywarzonej oceny. Choć mówcy wyraźnie negatywnie postrzegali S. Bandera, to jednak oddzielili jego postać od percepcji Ukraińców, wskazując na szerszy kontekst historyczny.

Piotr Ossowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz