poniedziałek, 13 lutego 2017

Strajk łódzkich tramwajarzy z 1957 r.

Strajk łódzkich tramwajarzy w 1957 r. był naturalną konsekwencją tzw. odwilży, wpisując się w szereg wydarzeń, które nastąpiły po śmierci Józefa Stalina. Ich intensyfikacja nastąpiła dopiero po XX zjeździe KPZR, a w przypadku PRL po wydarzeniach w Poznaniu 28 VI 1956 r. Robotnicy coraz częściej i śmielej zadawali niedopuszczalne wcześniej pytania, co miało miejsce m. in. w Częstochowskich Zakładach Metalowych, kiedy uczestnicy zebrania partyjnego pytali, dlaczego Władysława Gomułkę i Mariana Spychalskiego zwolniono, a nic nie mówi się o Michale Roli Żymierskim? Gdzie był gen. Zygmunt Berling? Jaki wpływ miał J. Stalin na stworzenie kultu jednostki w PZPR? Jeśli Polska kroczy po własnej drodze do socjalizmu, to dlaczego przychodzą do naszej partii dyrektywy ze ZSRR? Narzekano, nie tylko w tym przedsiębiorstwie, na niejasny system płac, niewłaściwe naliczanie podatków od wynagrodzeń, złe zaopatrzenie w surowce do produkcji. Krytyki nie uniknęły specjalne, lepiej zaopatrzone sklepy dla MO, UBP, wojska i aparatu partyjnego. Pytano o Katyń.




Robotnicy łódzcy nie pozostali obojętni na wydarzenie, które miały miejsce w latach 1953 – 1957. Łódzka bezpieka w marcu 1953 r. odnotowała 253 akty wrogiej propagandy, podczas gdy w poprzednim miesiącu było ich zaledwie 10. Za takowe uznawano roznoszenie ulotek antykomunistycznych czy tworzenie napisów szkalujących choćby dostojników radzieckich. W przełamywaniu monopolu władzy na przekazywanie informacji prym wiodło Radio Wolna Europa, które niejednokrotnie organizowała akcje zrzucania ulotek. Wiosną 1956 r. na terenie ówczesnego województwa łódzkiego znaleziono 43 balony wypełnione drukami. Jeśli nie trafiały w ręce władz, to mieszkańcy je roznosili. Za przykład może służyć znalezienie na terenie jednej z zajezdni MPK takowej ulotki. 

Wzrost liczby strajków na terenie Łodzi nastąpił po 28 VI 1956 r. W Zakładach im. Kunickiego wyrażono solidarność z poległymi robotnikami głosząc hasło „chwała bohaterom poległym w Poznaniu”. Łódzka bezpieka przejęła list napisany przez pracowników ZPD im. Ofiar 10 września, który zaczynał się od słów „my, robotnicy łódzcy, dumni jesteśmy z Was...” Wkrótce potem robotnicy zaczęli odchodzić od swoich stanowisk pracy. Kierowali się chęcią poprawy własnych warunków.  W ZPD im. Kasprzaka załoga żądała usunięcia dyrektora, który naraził się dokonywaniem kradzieży, braniem łapówek i niewłaściwym stosunku do pracowników. Ci zaś okazali się na tyle zdeterminowani, że grozili spaleniem fabryki. Analogiczna sytuacja miała miejsce PTHW nr 5. W ŁZO domagano się podwyżek wynagrodzenia. Do wartego odnotowania wydarzenia doszło w zakładach im. Wojska Polskiego, kiedy to strajkujących robotników poprała I sekretarz KW PZPR Michalina Tatarkówna-Majkowska. o Katyń.

Atmosfera „odwilży” udzieliła się łódzkim tramwajarzom, którzy otwarcie zaczęli mówić o problemach nurtujących ich środowisko. Domagali się zwolnienia osób skompromitowanych w okresie stalinowskim, przywrócenia do pracy tych, których zwolniono z powodów politycznych, reaktywowania kasy emerytalnej. Pod naciskiem dyrekcja MPK zatrudniła część zwolnionych, w tym Zygmunta Pawlikowskiego (przedwojenny działacz związkowy, przywódca strajku w 1946 r., od kwietnia 1947 r. urzędnik zarządu grodzkiego PSL w Łodzi). SB obawiała się dalszego rozwoju wydarzeń, wzrostu autorytetu bezpartyjnych tramwajarzy, wzrastającej roli Rady Robotniczej, a nawet wybuchu strajku, dlatego postanowiła monitować środowisko. Obawy okazały się słuszne. W dniu 21 IV 1957 r. motorniczy odmówili pracy. Mizerny efekt dała mobilizacja partyjnych. Kwestia podwyżki płac i ich racjonalnego zróżnicowania między poszczególnymi grupami pracowników (robotników, konduktorów, motorniczych i kontrolerów) były czynnikami narastających i powstawaniu nowych nastrojów strajkowych. Najbardziej drażliwe było to, że płace motorniczych wzrosły średnio o 13%, zaś pracowników umysłowych o 42%. W czerwcu na spotkaniu załogi z dyrekcją uzyskano zapewnienie o podwyżce, którą przewidziano na wrzesień lub październik 1957 r. Odbyło to się bez wiedzy MGK, które nie zaakceptowało decyzji władz MPK. Przekonała się o tym delegacja załogi, wysłana do Warszawy w celu uzyskania gwarancji. Gdy 5 sierpnia zdała raport ze spotkania w MGK, tramwajarze nie kryli oburzenia. Przedstawiciele KŁ PZPR biorący udział w zebraniu, postanowili skontaktować się z KC. Dzięki temu uzyskali zgodę na podwyżkę płac. Dobrą nowinę przekazano zainteresowanym, ale ci podjęli decyzję o ogólnym zebraniu pracowników MPK na 11 sierpnia. KŁ postanowił przeciwdziałać temu. Oddziaływał na dyrekcję, związki zawodowe i organizację partyjną. Rozpowszechniono informację, że przed 30 X 1957 r. będą podwyżki oraz do Łodzi przybędzie ktoś z MGK, w celu analizy sytuacji w firmie. KŁ liczył na rozładowanie sytuacji. Inaczej uważało SB, które przewidywało strajk już 8 sierpnia. W między czasie wzrosły żądania płacowe – 1980 zł/na miesiąc dla motorniczych i 1880-2000 zł dla konduktorów, przy czym należy pamiętać, że średnia krajowa pensja miesięczna w 1957 r. była na poziomie 1279 zł.

W sukurs KŁ PZPR przyszła Rada Ministrów, która podjęła uchwałę o podniesieniu z dniem 11 sierpnia przeciętnie o 15% cen alkoholi wysokoprocentowych (pow. 11%). Dzięki podwyżce miano uzyskać pieniądze na najbardziej palące potrzeby w zakresie regulacji płac. Miała Objąć personel pielęgniarski, pracowników tramwajów miejskich, robotników kopalń rud, przemysłu cementowego, wapienniczego, materiałów izolacyjnych, energetyki i terenowej służby leśnej. Tego samego dnia Komitet Porządku Publicznego, w składzie: przewodniczący PRN, komendant MO i jego zastępca ds. bezpieczeństwa, prokurator, dowódca jednostki KBW, komendant garnizonu WP, kierownik zarządu Straży Więziennej, zarządził stan pogotowia dla garnizonu KBW Łódź. SB uaktywniła 7 osób z sieci agenturalnej w MPK. Zorganizowano podsłuch na liniach strajkujących. W okolice zajezdni wysłano mundurowe patrole MO, pracowników operacyjnych, radiowozy w celu obserwacji. Dzień wcześniej zastępca komendanta miejskiego MO mjr Piotr Kukuła na specjalnej odprawie zarządził stan wzmożonej czujności.



Krótko po północy w nocy z 11 na 12 sierpnia w hali warsztatowej zajezdni nr I rozpoczęło się zebranie. Zjawiło się ok. 1200 osób (co 4 zatrudniony). Dopiero po przybyciu dyrektora Czesława Wawrzyńskiego, rozpoczęły się rozmowy. Zapowiedział, że każdy motorniczy dostanie 5,5 zł za 1h, a konduktor 5 zł. Zebrani zażądali zagwarantowania na piśmie. Wtedy okazało się, że dyrektor nie jest władny do podtrzymania zobowiązań ustnych. Wobec tego zażądano przyjazdu przedstawicieli KŁ PZPR i PRN m. Łodzi. Przybyli Karol Krajski (I sekretarz) i Edward Kaźmierczak (przewodniczący PRN). Jednak ich wystąpienia były ogólne i o bezcelowości zebrania, podczas gdy załoga domagała się potwierdzenia stawek. Liczba uczestników rosła, bo do pracy przyszli zaczynający w poniedziałek (12 sierpnia). O godz. 4.00 przedstawiciele władz wezwali do rozejścia i przystąpienia do pracy, zaś rozczarowani tramwajarze wezwali wiceministra MGK (stanowisko ministra wakowało) Stanisława Srokę. Jego oczekiwanie stało się faktycznym początkiem strajku. Tramwaje z zajezdni nr I i II nie wyjechały, zaś z pozostałych niektóre, ale po zdecydowanej reakcji łączników, powróciły do bazy. O godz. 9.00 komunikacja w mieście całkowicie zamarła. Tego samego dnia, ale bez związku ze strajkiem tramwajarzy, od pracy odstąpili pracownicy odlewni w Fabryce Kotłowni i Radiatorów przy ul. Władysława Warneńczyka.

W celu zapewnienia jakiejkolwiek komunikacji władze miasta wysłały 400 samochodów ciężarowych 12 sierpnia i 100 dalszych oraz 200 wojskowych następnego dnia na 25 tras opracowanych przez Wydział Komunikacji RN. Strajkujący tramwajarze nie zdobyli powszechnej sympatii mieszkańców miasta. Zdarzało się, że odmawiano tramwajarzom z korzystania z komunikacji zastępczej.

W dniu rozpoczęcia strajku przez tramwajarzy zarządzono alarm dla ZOMO. Wstrzymano nocną zmianę plutonów oraz wprowadzono stan ostrego pogotowia. W ciągu dnia ściągnięto oddziały ZOMO z Piotrkowa Trybunalskiego, Kalisza, Starachowic, Radomia i Częstochowy, razem 290 funkcjonariuszy. Ponadto 8 Samodzielny Batalion KBW otrzymał wzmocnienie z brygad i pułków KBW stacjonujących w Górze Kalwarii, Katowicach, Kielcach i Łowiczu. W sumie 1 672 żołnierzy. Pod koniec dnia MO, ZOMO i KBW liczyło 3377 funkcjonariuszy, mając przeciwko sobie załogę MPK liczącą 5 000 ludzi. Siły MO i KBW zabezpieczyły m.in.: komitety wojewódzki i miejski partii, PRN, stacje transformatorowe, radiostację, elektrownię, gazownię i wodociągi. Obstawiono wyloty wszystkich ulic miasta.

O godzinie 12.00 doszło do spotkania na terenie zajezdni nr I z S. Sroką. Wiceminister nie przedstawił nawet prowizorycznych danych o nowej siatce płac. W tym samym czasie na teren zajezdni nr II weszło 55 funkcjonariuszy, w większości w maskach i hełmach, z bagnetami na karabinach i wyposażeniem umożliwiającym wystrzeliwani ładunków z gazem. Zadaniem było wyprowadzenie kilku tramwajów, które mieliby obsługiwać partyjni motorniczy. Gdy utworzyli szyk bojowy, to otaczający wagony tramwajowe strajkujący podnieśli ręce do góry i śpiewając Rotę, zaczęli się zbliżać do funkcjonariuszy. Niektórzy chwytali za broń lub wdzierali się do środka pododdziału. Wtedy wycofano się, aby użyć gazów łzawiących. Tramwajarze zostali rozproszeni. Wówczas wyprowadzono tylko 2 pociągi, ponieważ nie znaleziono więcej chętnych do ich kierowania. Okazało się, że dyrekcja nie przygotowała obsługi wozów, a na dodatek sama uciekła z zajezdni, dlatego MO samo się wycofało.  To zdarzenie przyczyniło się do jeszcze większej determinacji tramwajarzy, którzy wysyłali grupy agitacyjne do innych zakładów, zachęcając do przyłączenia się do strajku. Władza wyłączyła prąd w sieci uniemożliwiając przemieszczanie się tramwajami. Zanim do tego doszło grupa strajkujących z zajezdni nr I udała się na miasto w celu odbicia owych dwóch pociągów. Akcja została uwieńczona sukcesem. Przedtem na zebranie ze S. Sroką przybyli tramwajarze z zajezdni nr II, z zapuchniętymi od płaczu oczami, niosąc łuski po petardach z gazem łzawiącym. Napięcia wzrosło do tego stopnia, że ewakuowano wiceministra.

O godz. 14.00 w kioskach pojawiła się popołudniowa łódzka gazeta „Express Ilustrowany”. Na pierwszej stronie donoszono, że „wszyscy łodzianie znają już najprawdopodobniej przyczynę dzisiejszej przerwy w komunikacji tramwajowej. Tak, łódzcy tramwajarze zastrajkowali”. Owszem napisano, że decyzję podjęła załoga MPK po całonocnym zebraniu w hali zajezdni Tramwajowa. Jednak powątpiewano, że przyczyną miała być podwyżka płac. Stwierdzano, że było to pozór, argumentując komunikatem Rady Ministrów o podwyższeniu wynagrodzenia m.in. pracownikom tramwajów. „Jak to, więc w parę godzin po uzyskaniu wiadomości o uchwaleniu przez rząd dla nich podwyżki tramwajarze decydują się jednak na taki krok jak przerwa pracy?” Dziennikarz, który napisał ten artykuł, konstatował, że tramwajarze mieli zagwarantowane: podwyżkę płac, konkretny termin jej wejścia w życie, wnikliwe rozpatrzenie różnych zagadnień związanych z organizacją pracy w MPK przez specjalnie powołany do tego organ (16 sierpnia. miała przybyć ministerialna komisja). Poza tym wcześniej uzyskali przywrócenie gratyfikacji jubileuszowych, dodatków za wysługę lat, deputatów węglowych, kasy emerytalnej. W zakończeniu można było przeczytać, że „w świetle tego wszystkiego specjalnie jaskrawą staje się niesłuszna wręcz szkodliwa postawa tych tramwajarzy, którzy przerwali pracę. Piszemy te słowa również po to, by prawdę o strajku MPK poznali wszyscy ludzie pracy naszego miasta, by zrozumieli jego istotny sens”. W ostatnim zdaniu zwrócono się do strajkujących z prośbą: „wyrażamy jednak przekonanie, że tramwajarze łódzcy zrozumieją swój błąd i powrócą do pracy”.

Popołudniu 12 sierpnia KPP podjął decyzję o zlikwidowaniu oporu strajkujących poprzez zajęcie zajezdni nr I i II.  Wieczorem decyzję zmieniono, bo dostrzeżono osoby (coraz więcej), które nie chciały strajku.

Warto odnotować, że 12 sierpnia po mieście jeździło auto na zagranicznych numerach, z którego robiono zdjęcia zastępczej komunikacji. Byli w nim attache ambasady USA John Berg i jej drugi sekretarz Richard Johnson. Zostali zatrzymani, ale zwolnił ich mjr P. Kukuła.

Rankiem 13 sierpnia ukazały się w kioskach dwa tytuły łódzkiej prasy. W obu na pierwszych stronach donoszono o decyzji pracowników MPK. Czytelnicy „Głosu Robotniczego” mogli przeczytać, że „tramwajarze łódzcy porzucili pracę. Odczuł to wczoraj na własnej skórze każdy mieszkaniec Łodzi. [...] niezależnie od ich intencji strajk ten jest obiektywnie przeciw mieszkańcom Łodzi, przeciw normalności ich życia”. Wykazano wpływ strajku na łódzki przemysł, pisząc o spóźnionych robotnikach, postojach maszyn, zawalonych dziennych planach produkcji, dezorganizacji transportu zakładowego uruchomionego do przewozu pracowników, kosztach paliwa. Również obiektywnie wg gazety strajk był wymierzony przeciw gospodarce miasta. Dostrzeżono winnych zajścia. „Tramwajarze podjęli strajk i wzbudziło to duży niepokój w społeczeństwie miasta Łodzi. Na tym niepokoju chcą skorzystać obce władzy ludowej i narodowi elementy. Interwencję milicji w zajezdni przy Dąbrowskiego, interwencję konieczną wobec napadu tych, którzy chcieli wyjechać tramwajami na miasto – rozdmuchali polityczni wichrzyciele do rozmiarów, które nie miały miejsca”. I dalej „[...] ich postawa jest demonstracją przeciw partii i rządowi, które robię co mogą i najlepiej chcą, aby podnieść poziom życia ludzi pracy”.

W podobnym tonie został napisany artykuł w „Dzienniku Łódzkim”, który donosił, że Łódź spotkała wielka krzywda, a przemysł łódzki przeżył wielki wstrząs. Autor tekstu twierdził, że do strajku dążyła grupa pracowników z 2 – 3 letnim stażem pracy, która to miała zastraszyć pozostałych tramwajarzy. Gazeta wzywała do potępienia bezrozumnego, upartego i warcholskiego dążenie jednostek do dezorganizacji życia gospodarczego.

Tego samego dnia o godz. 11.00 tramwajarze wezwali do strajku stacje benzynowe. Następnie ciężarówka z tramwajarzami z zajezdni nr I udała się w kierunku zajezdni Helenówek, aby podtrzymać strajk (pojawiły się głosy, że miano przystąpić do pracy). Jednak zostali zawróceni przez MO i skierowani na ul. Tramwajową. Gdy tramwajarze zaczęli wyskakiwać, zmieniono cel. Konwój pojechał na komendę miejską MO przy ul. Henryka Sienkiewicza. Zatrzymano 22 osoby, co jedynie dało kolejny powód do trwania strajku.

O godz. 14.00 Łodzianie mogli kupić „Express Ilustrowany”, który donosił, że „przebieg strajku tramwajarzy wczoraj i dziś wskazuje na to, że elementy rozsądku wciąż nie mogą sobie utorować dogi do umysłów strajkujących”. Poinformowano o prowadzonych rozmowach S. Sroki z tramwajarzami, o jego oświadczeniu, że mimo ciężkiej sytuacji gospodarczej w kraju doceniał położenie pracowników MPK, że przed tygodniem podjął decyzję o przekazaniu 50 mln zł na zwiększenie ich zarobków, ale regulacje miały się pojawić 1 X 1957 r. i żaden „strajk w tej decyzji rządu nic nie zmieni”. „EI” wydawało się, że po tych słowach tramwajarze wrócą do pracy, „a jednak do tej pory mniejszość upierająca się przy strajku narzuca wolę większości”. Wskazywano, że „wśród strajkujących biorą wciąż jeszcze górę ludzie niepoważni, których żywiołem jest sianie zamętu... Ogromna większość uczciwych i rozsądnych tramwajarzy daje się dotychczas tumanić tej grupie. Ale czas z tym skończyć”. Apelowano do głosu rozsądku tramwajarzy, ale również grożono. „Państwo nie może i nie da więcej tramwajarzom niż to, co oświadczył minister S. Sroka. Władze dysponują dostatecznymi środkami, żeby nie dopuścić do sterroryzowania chętnych do pracy i położyć kres sytuacji, która przynosi naszej gospodarce wielkie straty...” Ponadto gazeta podała informację o decyzji dyrekcji MPK, że każdy, kto podjąłby pracę 13 sierpnia, otrzymałby wypłatę za czas postoju.



O godz. 17.00 w sali Związków Zawodowych Pracowników Komunalnych przy ul. Wólczańskiej 5 odbyła się narada tramwajarzy należących do PZPR oraz członków związku zawodowego. Przyjęli rezolucję potępiającą strajk i zapowiedzieli przystąpienie do pracy. Do strajkujących skierowali odezwę Do tramwajarzy łódzkich, podpisaną przez Zarząd Okręgu Związku Zawodowego Pracowników Gospodarki Komunalnej i PRN m. Łodzi. Podkreślono w niej niedopuszczalność strajku. Zaakcentowano, że nie jest ekonomiczny, a to oznaczało, że był polityczny, tym samym wymierzony we władzę. Efekt okazał się odwrotny od zamierzonego. Determinacja strajkujących wzmogła się, co było widoczne przede wszystkim w zajezdniach nr I i II. Na pozostałych, mimo protestów, które przybierały momentami tragiczne formy, jak kładzenie się kobiet-konduktorek na szynach, aby wozy nie wyjechały, trwały przygotowania do uruchomienia komunikacji. Tym działaniom nie mogli przeciwdziałać tramwajarze zgromadzeni przy ul. Tramwajowej i ul. Jarosława Dąbrowskiego, ponieważ funkcjonariusze skutecznie uniemożliwiali im przemieszczanie się. Wieczorem 13 sierpnia kursowały już linie podmiejskie i miejska nr 9. Według „Głosu Robotniczego” na ul. Przejazd mieszkańcy cieszyli się krzycząc: „Brawo, kochany tramwaj!”

Prawdopodobnie o godz. 23.00 KŁ PZPR posiadał zgodę władz najwyższych do zdławienia strajku siłą, skoro KPP podjął decyzję o zajęciu zajezdni nr I przez 500 osób z milicji robotniczej (aktyw robotniczy) i 120 z MO oraz zajezdni nr II przez 400 z MR i 120 z MO. W odwodzie czekał KBW. Szturm nastąpił w nocy z 13 na 14 sierpnia o godz. 2.00. Atak na zajezdnię przy ul. J. Dąbrowskiego nastąpił z dwóch stron, od wschodu i zachodu. Od ul. J. Kilińskiego brama była zatarasowana. Po jej sforsowaniu MR i MO poprzedzielało 600 – 700 strajkujących na mniejsze grupy i następnie wypierano ich przez bramę. Użyto gumowych pałek ze względu na opór. Część schroniła się w biurach, ale stąd też ich usunięto siłą. Strajkujący zostali wyprowadzeni na ulicę, gdzie dodatkowo rozpraszały ich patrole milicji. Akcja trwała 10 minut, poczym teren zajął w celu ochrony KBW.

W przypadku zajezdni przy ul. Tramwajowej atak nastąpił od strony bramy głównej. Nie udało się uzyskać zaskoczenia. Tramwajarze podjęli obronę zajezdni. Ustawili przeszkody, rzucali kamieniami, lali wodą. Włączyli syreny alarmowe. Wtedy do ataku przystąpiło ZOMO. Jeden z dziennikarzy tak napisał w artykule, który nigdy nie ujrzał światła dziennego: „obserwowaliśmy ze zgrozą sceny katowania strajkujących. Krew pryskała na ściany, bito leżących, rzucano ich  jak kłody  do ciężarówek”. Aresztowano 36 osób, resztę rozproszono. Ogólnie tej nocy do aresztu trafiło 60 osób. ej ulotki.

„Express Ilustrowany” 14 sierpnia donosił, że „rozsądek większości tramwajarzy zwyciężył”. Informowano, że po mieście do momentu wydania gazety (14.00) kursowało 75% tramwajów. Próżno szukać w prasie tamtego czasu wiadomości o siłowym zdławieniu strajku, ani tym bardziej o prawdziwych pobudkach, jakie pchnęły pracowników MPK do takiego kroku. Dla prasy było jasne, że łódzcy tramwajarze zastrajkowali, dając „posłuch nieodpowiedzialnym elementom”, jak donosiła chociażby „Trybuna Ludu”. „Dziennik Łódzki” pokusił się nwaet o analizę szkód, jakie wyrządzili strajkujący tramwajarze. Obarczono ich winą za kłopoty gospodarcze, polityczne i moralne. W pierwszym przypadku informowano, że na komunikację zastępczą wydano 750 tys. dziennie. W drugim dostrzeżono „podnoszące się głosy sił wrogich idei VIII i IX plenum o potrzebie przywrócenia rządów silnej ręki”. W trzecim zaś, że tramwajarze odpowiadali za zmęczenie i zdenerwowanie klasy robotniczej.

W działaniach rozliczeniowych władza okazała bezwzględność. Zamierzano zwolnić 70 osób, z czego 9 natychmiast. Zawieszono, a później zwolniono dyrektora MPK Cz. Wawrzyńskiego. Wobec innych zastosowano wyrafinowaną grę. Mianowicie uzależniano dalszą pracę na tramwajach od odcięcia się od strajku. Rozwiązano Radę Robotniczą i zapowiedziano zawieszenie Rady Zakładowej. Do 26 sierpnia zawieszono 28 członków partii, którzy odpowiednio nie zareagowali w czasie strajku, czyli zamiast potępić, przyłączyli się do niego. Zastąpiono na stanowisku I sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR w MPK Mariana Banaszka Józefem Delfińskim.

SB wytypowała osoby, którym zarzuciła działanie uniemożliwiające podjęcie pracy tym, którzy nie chcieli strajkować. Do tej grupy zaliczono Lecha Jagielskiego, Halinę Pawełczyk, Annę Boblach, Krystynę Smolaga, Irenę Matusiak, Marię Michalak, Czesława Zająca. Do aresztu trafili Cz. Zając, L. Jagielski, H. Pawełczyk, I. Matusiak, dozór milicyjny dostali K. Smolaga i A. Boblach. 28 października rozpoczął się proce w Sądzie Powiatowym przeciwko L. Jagielskiemu, H. Pawełczyk, I. Mutusiak, K. Smoladze i A. Boblach za to, że kładąc się na torach uniemożliwili wyjazd tramwajom z zajezdni przy ul. Tramwajowej. Groziło im 2 lata więzienia lub 2 lata aresztu. Obrońcy wnioskowali o powołanie biegłego socjologa w celu ustalenia, czy na postępowanie oskarżonych z czasie zajść strajkowych miała wpływ psychoza tłumu. 18 listopada sąd wydał wyrok: H. Pawełczyk i I. Matusiak na 3 m-ce aresztu z zaliczeniem aresztu tymczasowego, K. Smolaga na 3 m-ce z zawieszeniem na 2 lata, A. Boblach na karę grzywny w wysokości 250 zł, a w razie nieściągnięcia 27 dni aresztu, L. Jagielski został uniewinniony. Osobny proces wytoczono Cz. Zającowi, którego 28 listopada sąd skazał go na rok więzienia za znieważenie S. Sroki.

Piotr Ossowski

Zdjęcia pochodzą z archiwum Life.


Bibliografia
1/ K. Lesiakowski, Strajki robotników łódzkich w październiku`56 i okresie popaździernikowym, [w:] Łódź w latach 1956 – 1957, red. L. Próchniak, J. Wróbel, Warszawa 2006, s. 246 – 278.
2/ Dziennik Łódzki, 1957
3/ Express Ilustrowany, 1957
4/ Głos Robotniczy, 1957
5/ Trybuna Ludu, 1957
6/ Tramwajarz Łódzki, 1980

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz