W Centralnym
Muzeum Włókiennictwa w Łodzi >KLIK< można zwiedzić wystawę „Nostalgia za kresami.
Ludowa tkanina wileńska, poleska i huculska” (do 20 sierpnia 2017 r.) >KLIK<, na
której zaprezentowano bogactwo kultury regionalnej przez pryzmat dzieł tkanych.
O jednych z nich w ostatni czwartek 8 czerwca 2017 r. – w ramach imprezy
towarzyszącej – opowiedziała Alicja Woźniak z Muzeum Archeologicznego i
Etnograficznego w Łodzi, której bliska sercu okazała się huculszczyzna. Ponad
ćwierć wieku temu zauroczyła się kulturą mieszkańców Karpat Wschodnich, gdy w
swojej placówce szykowała jedną z wielu wystaw, a na której to pojawiły się
huculskie przedmioty. Choć zasadniczo w pracy naukowej zajmuje się badaniem
strojów – a w przypadku Hucułów mowa o bardzo bogatym ubiorze – to urzekły ją
wytwarzane po dziś tradycyjną metodą kilimy i liżniki, które to można podziwiać
na wystawie i którym to był poświęcony okolicznościowy wykład.
Huculszczyzna
wzbudziła zainteresowanie polskich naukowców i artystów w połowie XIX wieku.
Zauroczeni bogato zdobionymi mieszkaniami, strojami oraz kulturą zaczęli
chętnie odwiedzać rejony zamieszkałe przez górali pochodzenia ruskiego i
wołoskiego, ongiś mieszkających w Rusi Halicko-Wołyńskiej, a od czasów króla
Kazimierza Wielkiego w Rzeczypospolitej. Po rozbiorach Polski stali się
mieszkańcami monarchii austriackiej, zaś po 1918 r. Rumunii i Czechosłowacji
oraz częściowo w odrodzonym państwie Polskim. Obecnie większa część
Huculszczyzny znajduje się w granicach Ukrainy. Niewielki skrawek pozostaje na
obszarze Rumunii. Jednak wyznaczenie dokładnych granic Huculszczyzny pozostaje
zadaniem trudnym pod względem geograficznym. Trzeba bowiem rozpatrywać to
zagadnienie w kontekście etnicznym.
Huculi
zamieszkali górskie tereny, którego krajobraz zachwycił i artystów i
przyrodników. Sama A. Woźniak była pod niemałym wrażeniem i trudno nie zgodzić
się z jej odczuciami, oglądając fascynujące zdjęcia z tamtej części Karpat. Nie
umniejszając znaczenia i walorów polskich Tatr, to autorce udało się rozpalić w
piszącym te słowa chęć odwiedzenia Hucułów. Choć na co dzień nie chodzą w
tradycyjnych strojach, to przy okazji świąt i ważnych uroczystości jak śluby
zakładają na siebie stroje, której mają za zadanie pokazać ich bogactwo. Nie
powinien więc dziwić obraz Hucuła w kożuchu latem. Wszak zapewne chciał
oznajmić światu swoją zamożność.
Podstawowymi
surowcami do wyrobu strojów były te, które znajdowały się w zasięgu ręki, czyli
len, wełna (Huculi słynęli chociażby z wypasania owiec) oraz skór. Ponadto
Hucułki uwielbiały zakładać na siebie różnego rodzaju ozdoby, zwłaszcza korale.
Swego czasu dość popularne wśród nich były korale włoskie. Dla nieobytych w
tematyce może to dziwić. Jednak w trakcie budowy linii kolejowej pojawili się
mieszkańcy Italii, którzy to czystym przypadkiem zaoferowali swoje produkty.
Pojawił się więc popyt.
Huculi –
podobnie jak większość mieszkańców tego regionu Europy – wyznaje prawosławie
bądź pozostaje wyznania greckokatolickiego. Ich świątynie – co nie powinno
dziwić – zostały zbudowane z drewna. Jednak z czasem zostały obite arkuszami
metalu. Niekoniecznie to posłużyło wiszącym wewnątrz na ścianach kilimach,
które z braku oddychania przez drewno, zaczęły szybciej niszczeć.
Mieszkańcy
Huculszczyzny są bardzo przywiązani do swojej tradycji. Samo wesele trwa tam
trzy dni. Przede wszystkim trwanie przy zwyczajach przodków przejawia się w
stawianiu grażd, czyli tradycyjnych gospodarstw z drewnianych bali w stylu
typowym dla tego regionu, jak i posiadaniu odpowiednich strojów oraz innych
elementów charakterystycznych dla tej kultury. Hucułki, które zamieszkały w
innych regionach Ukrainy, nie zapomniały i przede wszystkim nie wyparły się
własnego dziedzictwa. Zresztą – co warte podkreślenia – studiujący na
wszelkiego rodzaju akademiach sztuk pięknych mają zajęcia z tradycyjnych form
kulturowych, jakie występują w ich kraju. Dopiero potem zdobywają wiedzę oraz
umiejętności bardziej współczesne. W efekcie bogactwo etniczne Ukrainy jest
podtrzymywane jak w Jaworowie, gdzie można nie tylko wypocząć, ale i samemu –
przy wsparciu Hucułów – zrobić własny liżnik, tudzież kupić za mniej więcej
200-300 zł.
Przede wszystkim
jednak Hucułowie znani są z produkcji kilimów, czyli w dużym uproszczeniu
dywanów, które wieszają pionowo na ścianach oraz kładą na podłogach (przez
długi okres czasu tego nie praktykowano) nie tylko w domach, ale i cerkwiach.
Wytwarzają je tradycyjną metodą na drewnianych warsztatach dwupodnożkowych w
sposób grzebyczkowy bądź płochowy. Kompozycje przede wszystkim opierają się na
geometrycznych wzorcach jak i motywach roślinnych. Kolorystyka zależała od
dostępności naturalnych barwników oraz sposobie ich wytwarzania. W tym celu
zbierano czerwie (właściwie Czerwiec polski; na czerwony kolor), jałowiec (na
żółty kolor), męską urynę (w wyniku fermentacji powstawał niebieski barwnik) i
inne. Jednak intensywność zależała już od techniki przyjętej przez daną
tkaczkę. Tajemnice te były przekazywane jedynie w obrębie rodziny. Choć z czasem
pojawiły się nienaturalne barwniki, to siła tradycji zwyciężyła i kilimy nadal
są barwione zgodnie z dawnymi zasadami.
Kilimy miały
duże znaczenie dla Hucułów. Dopiero po ich powieszeniu na ścianie, można było
coś innego przyczepić jak ikony czy inne święte obrazy. W trakcie uroczystości
pogrzebowych, przykrywano nimi trumnę. Pani A. Woźniak udało się nawet dotrzeć
do feretronu – czyli przenośnego, obustronnie malowanego świętego obrazu –
który powstał w technice kilimowej. Przy okazji zachęciła także do
odwiedzenia Muzeum Sztuki Ludowej
Huculszczyzny i Pokucia w Kołomyi, w którym to znajduje się przebogaty zbiór
kilimów.
Ponadto
Hucułowie słyną z produkcji liżników, czyli pewnego rodzaju koca tkanego z
wełny o barwie czarnej, brązowej bądź ecru, kompozycji prostej, bazującej na
geometrycznych wzorach, zwłaszcza rombach. We wspomnianym już Jaworowie można
dostrzec w krajobrazie wiszące na płotach liżniki, które to mają zachęcić
odwiedzających do kupna bądź też suszą się. Na prezentowanych przez A. Woźniak
zdjęciach wyglądało to bajkowo. Warto więc nie tylko wybrać się do Centralnego
Muzeum Włókiennictwa w Łodzi na tę wystawę, ale i na Huculszczyznę.
Piotr Ossowski
Ps. Zdjęcia przedstawiają kilimy, które można obejrzeć na wystawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz