Regiony

niedziela, 30 kwietnia 2017

Pomarańczowy Beck

W ostatnim tygodniu kwietnia 2017 r. miałem okazję uczestniczyć w dwóch spotkaniach poświęconych historii XIX i XX wieku. Pierwsze przybliżyło postać Józefa Becka, ministra spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej, zaś drugie dzieje Pomarańczowej Alternatywy w Łodzi. Oba panele – zorganizowane w łódzkich muzeach – okazały się ciekawe i wartościowe.


W Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi w dniu 26 kwietnia 2017 r. odbyło się kolejne spotkanie z serii „Plus czy minus – konfrontacje historyczne”, które było poświęcone książce łódzkiego historyka prof. Pawła Samusia „Józef Beck. Dom rodzinny i lata młodzieńcze”. Obok autora i prowadzącego – dr Mikołaja Mirowskiego zjawili się zaproszeni goście – Marcin Celiński, publicysta i zastępca redaktora naczelnego kwartalnika „Liberte” oraz dr Łukasz Jasina, historyk związany z Polskim Instytutem Spraw Międzynarodowych. Dyskusja niewątpliwie dotyczyła jednej z ważniejszych postaci okresu II Rzeczypospolitej, związanej z obozem piłsudczykowskim, piastującej urząd ministra spraw zagranicznych w latach 1932-1939, a wcześniej przez dwa lata wiceministra tej instytucji pod kierownictwem Augusta Zaleskiego.

Choć trwają przygotowania do wydania pogłębionej biografii o J. Becku, to po książkę P. Samusia warto sięgnąć, aby poznać bliżej rodzinny dom, korzenie genealogiczne oraz sposób wychowania młodego wówczas człowieka, któremu było dane zostać dyplomatą w niełatwych czasach. Zarówno M. Celiński i Ł. Jasina chylili czoła wobec benedyktyńskiej pracy, jaką przeprowadził łódzki badacz. Możność poznania życia polskiej inteligencji w okresach między powstaniami w XIX wieku na przykładzie Becków pozwoliła na zrozumienie codziennych dylematów, przed jakimi ci ludzie stawali. Jednocześnie – co wyraźnie nadmienili dyskutanci, J. Beck miał możność wychowania się w świecie o bardzo szerokich horyzontach, wręcz padła sugestia, że miał lepsze rozeznania polityce międzynarodowej niż współcześni politycy. Wychował się bowiem w kraju (Carskiej Rosji), w którym żyły różne narodowości, ludzie wszelkich wyznań, w państwie, w którym problemy Dalekiego Wschodu nie były czymś odległym.

Wpływ na edukację małego J. Becka miała matka, która w pierwszej kolejności zajmowała się wychowaniem młodego człowieka. Jak to celnie określił P. Samuś, pełniła rolę kapłanki ogniska domowego. Kultywowano także pamięć o przodkach, którzy złotymi głoskami zapisali się na kartach historii. Nic więc dziwnego, że religią dla przyszłego dyplomaty stał się patriotyzm, co szczególnie uwidoczniło się w trakcie wykonywania przez niego czynności służbowych.

Dyskutanci zgodzili się, że po dziś pokutuje mit, który upadek II Rzeczypospolitej w czasie kampanii wrześniowej widzi w osobie J. Becka. Propaganda PRL wyraźnie to akcentowała. W efekcie trudno było ustalić datę pochówku na warszawskich Powązkach na początku lat 90. XX wieku. Media nie wykazały specjalnego zainteresowania tą kwestią. A na uroczystościach pogrzebowych nie zjawił się sam Krzysztof Skubiszewski, który piastował wówczas stanowisko ministra spraw zagranicznych. Uczestnicy dyskusji za istotne uznali, aby wpoić przekonanie, że oceny czyjeś działalności można dokonać przez pryzmat epoki, w której żyła. Za rażącą niesprawiedliwość uznano powszechne przekonanie o kolaborowaniu J. Becka z nazistowskimi Niemcami. Sęk w tym, że sytuacja geopolityczna II Rzeczypospolitej wymagała zachowania dyplomatycznej gry zarówno z III Rzeszą i ZSRR – w obu przypadkach były to dwa największe państwa sąsiadujące z ówczesną Polską. Sukces, jakim było uzyskanie gwarancji wojskowych ze strony Wielkiej Brytanii, został wręcz zapomniany. Jednak – co zgodnie przyznali rozmówcy – J. Beck był świetnym pokerzystą w grze dyplomatycznej, jednak sytuacja uległa zmianie, gdy siedzący przy tym stole wyjęli pistolety i zaczęli strzelać. Warto więc sięgnąć po książkę P. Samusia i poznać bliżej świat i lata młodzieńcze po trosze zapomnianego ministra spraw zagranicznych.

Bohaterką drugiego wykładu była Ewelina Ślązak z Uniwersytetu Łódzkiego, która zebranym w Muzeum Fabryki (27 kwietnia 2017 r.) przybliżyła historię łódzkiej Pomarańczowej Alternatywy, istniejącej w latach 1987-1990. Powstanie tej organizacji nie było możliwe bez zaangażowania Krzysztofa Skiby, studenta kulturoznawstwa, dziś powszechnie znanego muzyka i lidear zespołu „Big Cyc”. Choć początkowo po zdaniu matury planował kontynuację nauki w Poznaniu i Wrocławiu, to ostatecznie wybór padł na Łódź. Pierwsze miesiące w drugim pod względem wielkości i liczebności mieszkańców mieście rozczarowały młodego człowieka, co było spowodowane marazmem łódzkiego środowiska opozycyjnego, pogodzonego wprowadzeniem i konsekwencjami stanu wojennego. Mimo to odnalazł się w Teatrze Studenckim „Pstrąg”.

Z czasem do Łodzi zaczęły napływać informacje o powstałej inicjatywie Waldemara „Majora” Frydrycha we Wrocławiu. „Pomarańczowa Alternatywa” zamierzała śmiechem i absurdem obalić komunizm. Genezy ruchu należało upatrywać w reakcji pomysłodawcy na pojawiające się białe plamy w czasie stanu wojennego, co było efektem zamazywania przez władze PRL napisów autorstwa ludzi „Solidarności”. Frydrych wpadł na pomysł rysowania krasnali na nich. Po zatrzymaniu przez Milicję Obywatelską, w trakcie przesłuchania tłumaczył, że zbliżała się rewolucja krasnoludków, które wkrótce miały zejść na ulice i obalić dyktaturę gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Przesłuchujący uznali go za niespełna rozumu i puścili wolno.

Szybko okazało się, że krasnoludki stały się terminem rozpoznawczym członków Pomarańczowej Alternatywy, a pomarańczowa czapeczka – znakiem rozpoznawczym. Idea „Majora” znalazła uznanie łódzkich studentów, którym przewodził K. Skiba. Zorganizowali szereg różnych akcji, które wprowadziły w nie lada konsternację służby mundurowe. Pierwsza została przeprowadzona w dniu 1 czerwca 1988 r. na ul. Piotrkowskiej. Troje uczestników miało wejść na kiosk w pasażu Leona Schillera. Jednak zostało to uniemożliwione przez milicję, która obstawiła okolicę swoimi ludźmi. W efekcie – na tej samej ulicy – tyle że przed słynnym sklepem „Magdą” udało się ją przeprowadzić. Do zebranych rzucano cukierki. Mimo że służby porządkowe traktowały całą sytuację dość poważanie, to owe trio sprowadziło ją do granic absurdu, ku uciesze studentów i przypadkowych przechodniów. Kolejna akcja – „Galopująca inflacja” polegała na zatrzymaniu osoby, która reprezentowała owe zjawisko gospodarcze. Funkcjonariusze milicji, którym udało się ją zatrzymać, zgotowano aplauz. Kolejne happeningi obyły się bez udziału służb mundurowych, zdających sobie sprawę z absurdalności całej sytuacji. I tak „Pomóż milicji, pobij się sam”, „Rajd szlakiem rzuconych legitymacji partyjnych” oraz „Klepanie biedy” przyciągnęły uwagę rzeszy ludzi, których nikt nie nękał, ani nie legitymował. Zresztą łódzka „Pomarańczowa Alternatywa” straciła na impecie, co ostatecznie uwidoczniło się w okresie transformacji ustrojowej, kończącej okres działalności organizacji.

Piotr Ossowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz