Muzeum II Wojny
Światowej w Gdańsku otworzyło swoje podwoje dla zwiedzających w 2017 r. Była to
dość długo wyczekiwana inauguracja nowej instytucji kulturalno-historycznej na
mapie Polski, której zamierzeniem stało się w jak najlepszy sposób przybliżenie
tematyki najkrwawszego konfliktu w dziejach ludzkości nie tylko dla osób
zainteresowanych tym zagadnieniem oraz wąskiego grono militarystów. Stała
wystawa, której należy poświęcić kilka godzin (zdaniem niektórych pół dnia i
trudno z taką opinią się nie zgodzić), pozwala zrozumieć przyczyny, dla których
świat pchnął się w kierunku tej wojny, ale także poznać postawy ludzi w
nieludzkich czasach – zarówno cywilów i wojskowych. Ukazanie skutków wzbudza
nie lada przerażenie. Autorzy pod kierunkiem prof. dr hab. Pawła Machcewicza
dołożyli wszelkich starań, aby ukazać II wojnę światową przez pryzmat wielu
narodów, nie tylko polskiego, co jest głównym atutem tej placówki, ale zarazem
powodem krytyki przez osoby nieprzychylne tej instytucji (i związanych z
pewnymi środowiskami politycznymi), co mocno uwidoczniło się przy okazji
dymisji pierwszego dyrektora. Nie powinno więc dziwić, że autorzy stałej
wystawy oburzyli się przy próbie zmian przez nowe kierownictwo. Narzucanie
retoryki jednego narodu może jedynie zepsuć odbiór całości, a jednocześnie
świadczy o braku zrozumienia dla idei, która przyświecała twórcom Muzeum II
Wojny Światowej.
Aby zrozumieć,
czym jest wojna, pracownicy muzeum zachęcają każdego do zwiedzenia stałej
wystawy dedykowanej dzieciom. I tu trzeba chylić czoło przed wykonaną pracą
oraz doborem środków, które w całej swej prostocie ukazały istotę tragedię II
wojny światowej. To przejście tylko przez cztery sale. Jednak całość nie
pozostawia obojętnym nikogo. Zwiedzającym towarzyszy głos dwójki dzieci, które opowiadają
o swojej rodzinie, rodzinnym domu przez pryzmat trzech podokresów wojny –
najpierw jej wybuchu, potem trwania okupacji i wreszcie czasu wyzwolenia. Te
opowieści potrafią zmrozić krew w żyłach, ale przede wszystkim uświadamiają,
jak szybko pokolenia, którym odebrano dzieciństwo i czas dorastania, musiały
stać się dorosłymi i liczyć z wszechobecną śmiercią. Niewątpliwie jednak
wymowna jest pierwsza historia – z czasów kampanii wrześniowej. Słychać z ust
małych dzieci, że Polska nie ugnie się pod niemiecką pożogą, a ojciec, który
poszedł walczyć, szybko wróci. I jedno, i drugie okazało się mrzonką. Widzimy
także ich dom, który wraz z kolejną opowieścią niszczeje, staje się coraz
bardziej pusty, a z okien widać postępującą niemiecką okupację. Dobór
eksponatów robi niesamowite wrażenie. Zwłaszcza sala poprzedzająca wizytę w
mieszkaniu tej dwójki. A przecież to tylko zwykła sala lekcyjna szkoły
powszechnej, przygotowanej do roku szkolnego, który nigdy się nie zaczął we
wrześniu 1939 r. Na uczniów czekały ławki, kałamarze, nauczycielska katedra
(biurko na piedestale wraz – a jak! – dyscypliną), ze ścianami przyozdobionymi
obrazami przedstawiającymi Ignacego Mościckiego – prezydenta RP oraz Józefa
Piłsudskiego, ale również kopią dzieła Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” oraz
serią „Polonia” Artura Grottgera. A na dodatek w kącie stała mapa
administracyjna II RP.
To swoiste
preludium to nie tylko historyczne wprowadzenie do właściwej wystawy, ale chyba
– a może właściwie psychiczne przygotowanie zwiedzających do części stałej
ekspozycji. I tu autorzy wykazali się dobrym smakiem oraz świetnym doborem
środków, które wywierają wpływ na zwiedzających – w tym także dla historyków (a
przynajmniej takie były moje odczucia).
Stała wystawa ma
mocno określone ramy czasowe oraz zakres geograficzny. O ile ten ostatni
obejmuje cały świat, dzięki czemu można sobie uświadomić, że ten konflikt
toczył się nie tylko w Europie, ale w Azji i Afryce, a jego reperkusje były
odczuwalne także w obu Amerykach. Jednak początek i koniec ekspozycji nie
zamykają się w latach 1939-1945. Aby zrozumieć przyczyny II wojny światowej,
narracja zaczyna się wraz z końcem I wojny światowej, i jej konsekwencjami. Już
na samym początku można było zobaczyć okrucieństwo zbrojnych konfliktów.
Ukazanie ludzi, którzy w wyniku działań po raz pierwszy zastosowanej broni
stali się kalekami, budziło przerażenie.
Ukazanie czasów
międzywojnia skupiło się nie tylko na konferencji pokojowej w Paryżu oraz
dążeniach do utrzymania pokoju, ale również chęci niektórych państw do
rozpętania wojny i odrzucenia w całości „ładu wersalskiego”. Droga Rosji,
Włoch, Niemiec i Japonii do systemów totalitarnych o różnych zabarwieniach
ideologicznych dowodziła temu. Przy okazji zwiedzający mogli przekonać się,
czym jest najgorszy rodzaju konfliktu, czyli wojna domowa na przykładzie
Hiszpanii. Na tym tyle pokrótce przedstawiano historię II RP. Niesamowite
wrażenie zrobiła uliczka z kamienicami, do których można było wejść, tudzież
zajrzeć przez okno wystawowe. Naprawdę można było przenieść się do czasów
Eugeniusza Bodo czy Adolfa Dymszy.
Po takim
wprowadzeniu następowała zasadnicza część wystawy – czyli ukazanie II wojny
światowej. I tu autorzy postarali się, aby przedstawić ten temat przez pryzmat
różnych zagadnień, jak działania wojenne, stosowany terror, walkę z okupantami,
losy zwykłych ludzi jak i kolaborację. Zwłaszcza ta ostatnia kwestia wzbudziła
moje zainteresowanie (poniekąd ze względu na tematykę badawczą, którą się swego
czasu zajmowałem), być może ze względu na przedstawienie bliskiej nam Polakom
zdrady idei narodowej w postaci komunistycznych organizacji. Czołową postacią w
tej materii okazała się Wanda Wasilewska, wyjątkowo ponura postać pod względem
moralnym.
Obojętnym nie
pozostawiała część ekspozycji poświęcona jeńcom. „Wojna bez litości” ukazała
okrucieństwo wobec pojmanych żołnierzy. Z jednej strony na dużej ścianie były
wypisane podstawowe założenia konwencji genewskich, a z drugiej film, na którym
było widać ludzi w mundurach, upokarzanych i poddawanych torturom. Autorzy
wystawy wybrali bodaj najbardziej przerażające filmy dokumentalne, które
zachowały się do naszych czasów.
Za interesującą
należy uznać także tę część wystawy, zatytułowanej „Radź sam sobie”, czyli jak
przetrwać zbrojny konflikt. Choć to nie jest odkrywcze, to w czasach wojny
najpewniejszą walutą pozostawał alkohol. I nic dziwnego, że aparatura do
pędzenia bimbru pojawiła się na ekspozycji. Za ciekawe jednak należy uznać
serię książeczek, które w sposób klarowny tłumaczyły hodowlę różnych zwierząt
jak kury czy króliki.
Stała wystawa
nie kończy się na 1945 r. Autorzy zadbali o przedstawienie skutków II wojny
światowej, a w szczególności początku „zimnej wojny”. Niewątpliwie jednak wobec
wielu elementów ekspozycji nie sposób przejść obojętnym. Okrucieństwo
nieludzkich czasów wywarło na mnie duże wrażenie, choć jako historyk z
niejednym już dokumentem tamtych czasów byłem obeznany, niejedno również widziałem.
Jednak nagromadzenie świadectw przeszłości w jednym miejscu przy odpowiedniej
aranżacji potrafi zmusić do refleksji, chęci głośnego wykrzyczenia hasła z
Westerplatte „Nigdy więcej wojny!”, nawet przez osobę, dla której badanie
dziejów ludzkości to chleb powszedni.
Autorzy stałej
wystawy wykorzystali, przy użyciu nowoczesnej techniki oraz innowacyjnych metod
tworzenia ekspozycji muzealnych, liczne świadectwa epoki – źródła historyczne.
Mocno wymowne były nagrania zarówno z tamtych lat (pozyskane z różnych
instytucji), opowieści ludzi, którzy przeżyli bądź doświadczyli bezpośrednio
czy pośrednio skutków II wojny światowej. W wątku poświęconym zbrodni
katyńskiej znalazła się wypowiedź nieżyjącego już Andrzeja Wajdy, którego
ojciec zginął na wschodzie. Wykorzystano przy okazji fragmenty jego filmu
„Katyń”. Zresztą wchodząc w tę część ekspozycji, słychać szmer drzew,
przerażającą ciszę, odpowiadającą rzeczywistemu miejscu zbrodni NKWD na
polskich oficerach.
Tych rodzaju filmów
jest znacznie więcej. Poszczególnym częściom wystawy towarzyszy różnorodna
ścieżka dźwiękowa, co ma również wpływ na odbiór przedstawianych treści. Dla
chętnych były jeszcze elektroniczne przewodniki. Nie zabrakło elementów, które
zwiedzający mógł sam dotknąć czy posłuchać. I tu autorzy wystawy wykorzystali
świadectwa epoki jak nagranie więźnia Buchenwaldu, który po wyzwoleniu nie mógł
wyzwolić się z więziennego koszmaru i ciągle śpiewał obozowy hymn.
Paweł Machcewicz
przygotowując Muzeum II Wojny Światowej wykonał wraz ze współpracownikami
genialną robotę. A wizyta w tym miejscu powinna stać się obowiązkowa dla
uczniów – nie dla tego że tak trzeba – ale dlatego, że to miejsca najlepiej
uczy o nieludzkich czasach. Na szkolnych lekcjach nie odda się atmosfery, jaka
panuje w tym miejscu. Trzeba jednak zarezerwować co najmniej kilka godzin. To
nie jest wystawa, która można przebiec szybko. Choć mi – ze względu na napięty
grafik – ciążył czas, udało się w miarę szybko zwiedzić ekspozycję w ciągu 3
godzin. Warto zaznaczyć, że autorzy zadbali o zwiedzających i w wielu miejscach
można było przysiąść.
Poza tym –
oprócz stałej wystawy – można zwiedzić jeszcze czasową zatytułowaną
„Westerplatte w 7 odsłonach”, na której zaprezentowano wyniki badań
archeologicznych oraz odnalezione materialne źródła historyczne związane z
polską bazą wojskową w tym miejscu oraz ludźmi, którym przyszło stawić czoła
niemieckim siłom na czele z pancernikiem „Schleswig-Holstein”. Fragmenty
polskiego umundurowania, guziki, orły czapkowe, łyżki niezbędnika, szczotki do
zębów czy monety Wolnego Miasta Gdańska pozostały niemymi świadkami polskich
żołnierzy dowodzonych przez majora Henryka Sucharskiego i jego zastępcy
Franciszka Dąbrowskiego. Zresztą z inicjatywy tego ostatniego powstał po wojnie
cmentarz dla żołnierzy poległych w trakcie obrony Westerplatte.
Osobiście
polecam wizytę w Muzeum II Wojny Światowej. Sam budynek również robi
niesamowite wrażenie z zewnątrz (całość stałej wystawy znajduje się na poziomie
-3 pod ziemią). Dojazd jest łatwy (każdym środkiem lokomocji), co wynika z
bezpośredniego położenia przy Starym Mieście Gdańska. W bliskim sąsiedztwie
znajduje się także Centrum Solidarności wraz ze słynną stoczniową bramą nr 2, które
również warto zobaczyć.
Piotr Ossowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz