Przed czterema
laty, gdy jeszcze interesowałem się urbexem, wraz z paczką znajomych udaliśmy
się do Grodziska Mazowieckiego, gdzie znajdowało się słynne na całą Polskę
cmentarzysko aut, owiane licznymi legendami. Początkowo nikt nie chciał
zdradzić, a właściwie upublicznić dokładnych namiarów, ale z czasem adres stał
się swoistą tajemnicą poliszynela. Miasteczko położone na zachód od stolicy
stało się mekką nie tylko miłośników zwiedzania opuszczonych miejsc, ale i fanów
motoryzacji, niekoniecznie ku radości sąsiadów motoryzacyjnej nekropolii.
Niewątpliwie jednak warto było udać się tam i zobaczyć na własne oczy
krążowniki szos, którymi niegdyś jeździli nie tylko zwykli śmiertelnicy, ale i
ci wysoko postawienie w społecznej hierarchii. Zresztą raz jeszcze tam się
udaliśmy.
Tadeusz
Tabencki, pracownik Ministerstwa Transportu i przede wszystkim pracownik
aparatu bezpieczeństwa PRL, a przede wszystkim właściciel kolekcji, gromadził
swoje eksponaty na dwóch działkach w Grodzisku Mazowieckim. Wśród aut znalazło
się wiele interesujących okazów, które albo zostały rozkradzione albo uległy
znacznemu zniszczeniu w wyniku działań natury i ludzkich poczynań. Niektórym eksploratorom
– zanim miejsca stały się sławne – udało się ustalić, że zbiór liczył blisko
300 samochodów i 200 motocykli. Na obu działkach można odnaleźć interesujące z
dzisiejszej perspektywy, ale także i w okresie tworzenia kolekcji, pojazdy
takie jak Alfa Romeo, BMW, Bugatti, Citroeny, Jaguary, Mercedesy, Moskwicze,
Ople, Pontiaki, Porsche, Plymouth, Simki, Syreny, Trabanty, VW, Wartburgi czy
Warszawy.
T. Tabencki
korzystał z pozycji, jaką zajmował w strukturach komunistycznego państwa, i
nabywał w różny sposób pojazdy, między innymi wykupując wyrejestrowane. Według
niektórych legend miał wejść w posiadanie pewnej części swojej kolekcji
nielegalnie, poprzez bezkarne przywłaszczenie sobie pojazdów. Wśród jednych z
jego kompetencji było odzyskiwanie mienia – w szczególności aut zrabowanych
przez III Rzeszę. To poniekąd pozwoliło wysnuć wniosek, że część kolekcji
zamiast trafić w ręce skarbu państwa, znalazła się na prywatnej działce T.
Tabenckiego.
U schyłku życia,
czyli w latach 80. XX wieku, kolekcją aut zaczęli interesować się złodzieje. Z
natury małomówny i opryskliwy dla otoczenia T. Tabencki, zbywał ich. Ci zaś nie
dawali za wygraną i z czasem zaczęli grozić śmiercią. Plotka głosiła, że jedna
z szajek pobiła go na tyle skutecznie, że w wyniku odniesionych ran zmarł w
1989 r. Zarówno za jego życia, jak i po śmierci, kolekcją aut interesowali się
nie tylko polscy, ale również zagraniczni paserzy. Wedle jednej z legend,
niektóre z aut „wypłynęły” po latach między innymi w Szwajcarii.
Nie tylko auta i
motocykle znajdowały się w kolekcji T. Tabenckiego. Patryk Mikiciuk,
dziennikarz TVN Turbo, którego ojciec znał kolekcjonera, wspominał w jednym z
reportaży, że najcenniejszym zbiorem była kolekcja kolejek wąskotorowych,
uprzednio należących do Hermanna Göringa. Zniknęła krótko po śmierci kolekcjonera
Życie prywatne T.
Tabenckiego nie było już tak barwne, aczkolwiek doczekał się jedynie syna –
Wacława. To on – wedle jednej z wersji – miał stać się właścicielem kolekcji.
Jednak w testamencie wyraźnie zastrzeżono, że żadnego z aut nie wolno było
sprzedać. Druga teoria mówiła o braku możliwości dziedziczenia przez jedynaka.
Ten zaś – wedle tejże wersji – miał tylko bezradnie rozkładać ręce i przyglądać
się rozkradaniu ojcowskiej kolekcji. Niewątpliwie jednak, Wacław nie był i nie jest skory do rozmów, zarówno o
ojcu, jak i jego pasji. Wielokrotnie przyznawał, że przez „te” auta miał
rozliczne problemy, poczynając od gróźb ze strony złodziei czy innych
szemranych grup, który i jemu miały także grozić śmiercią.
I pewnie
kolekcja, mocno już okrojona, dalej ulegałaby dewastacji, gdyby nie swoiste
postscriptum. Nie tak dawno portal forgotten.pl, stanowiący źródło miejsc dla
fanów urbexu, poinformował, że obie działki zostały oczyszczone i sprzedane
prywatnym właścicielom. Kolekcja bezpowrotnie zniknęła.
Bibliografia:
Wszystkie
informacje zostały zaczerpnięte z Internetu.
A w Swinoujscu kolekcja kotwic - zniknela z parkingu w ciagu jednej nocy ! Wiekszosc kotwic byla bardzo ciezka i wielka. Tez bez sladu !
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuń