Strajk łódzkich tramwajarzy w 1957 r. był naturalną
konsekwencją tzw. odwilży, wpisując się w szereg wydarzeń, które nastąpiły po
śmierci Józefa Stalina. Ich intensyfikacja nastąpiła dopiero po XX zjeździe
KPZR, a w przypadku PRL po wydarzeniach w Poznaniu 28 VI 1956 r. Robotnicy
coraz częściej i śmielej zadawali niedopuszczalne wcześniej pytania, co miało
miejsce m. in. w Częstochowskich Zakładach Metalowych, kiedy uczestnicy
zebrania partyjnego pytali, dlaczego Władysława Gomułkę i Mariana Spychalskiego
zwolniono, a nic nie mówi się o Michale Roli Żymierskim? Gdzie był
gen. Zygmunt Berling? Jaki wpływ miał J. Stalin na stworzenie kultu
jednostki w PZPR? Jeśli Polska kroczy po własnej drodze do socjalizmu, to
dlaczego przychodzą do naszej partii dyrektywy ze ZSRR? Narzekano, nie tylko w
tym przedsiębiorstwie, na niejasny system płac, niewłaściwe naliczanie podatków
od wynagrodzeń, złe zaopatrzenie w surowce do produkcji. Krytyki nie uniknęły
specjalne, lepiej zaopatrzone sklepy dla MO, UBP, wojska i aparatu partyjnego.
Pytano o Katyń.
Robotnicy łódzcy nie pozostali obojętni na
wydarzenie, które miały miejsce w latach 1953 – 1957. Łódzka bezpieka w marcu
1953 r. odnotowała 253 akty wrogiej propagandy, podczas gdy w poprzednim miesiącu
było ich zaledwie 10. Za takowe uznawano roznoszenie ulotek
antykomunistycznych czy tworzenie napisów szkalujących choćby dostojników
radzieckich. W przełamywaniu monopolu władzy na przekazywanie informacji prym
wiodło Radio Wolna Europa, które niejednokrotnie organizowała akcje zrzucania
ulotek. Wiosną 1956 r. na terenie ówczesnego województwa łódzkiego znaleziono
43 balony wypełnione drukami. Jeśli nie trafiały w ręce władz, to mieszkańcy je
roznosili. Za przykład może służyć znalezienie na terenie jednej z zajezdni MPK
takowej ulotki.
Wzrost liczby strajków na terenie Łodzi nastąpił po 28 VI 1956 r. W Zakładach im. Kunickiego wyrażono solidarność z poległymi robotnikami głosząc hasło „chwała bohaterom poległym w Poznaniu”. Łódzka bezpieka przejęła list napisany przez pracowników ZPD im. Ofiar 10 września, który zaczynał się od słów „my, robotnicy łódzcy, dumni jesteśmy z Was...” Wkrótce potem robotnicy zaczęli odchodzić od swoich stanowisk pracy. Kierowali się chęcią poprawy własnych warunków. W ZPD im. Kasprzaka załoga żądała usunięcia dyrektora, który naraził się dokonywaniem kradzieży, braniem łapówek i niewłaściwym stosunku do pracowników. Ci zaś okazali się na tyle zdeterminowani, że grozili spaleniem fabryki. Analogiczna sytuacja miała miejsce PTHW nr 5. W ŁZO domagano się podwyżek wynagrodzenia. Do wartego odnotowania wydarzenia doszło w zakładach im. Wojska Polskiego, kiedy to strajkujących robotników poprała I sekretarz KW PZPR Michalina Tatarkówna-Majkowska. o Katyń.
Wzrost liczby strajków na terenie Łodzi nastąpił po 28 VI 1956 r. W Zakładach im. Kunickiego wyrażono solidarność z poległymi robotnikami głosząc hasło „chwała bohaterom poległym w Poznaniu”. Łódzka bezpieka przejęła list napisany przez pracowników ZPD im. Ofiar 10 września, który zaczynał się od słów „my, robotnicy łódzcy, dumni jesteśmy z Was...” Wkrótce potem robotnicy zaczęli odchodzić od swoich stanowisk pracy. Kierowali się chęcią poprawy własnych warunków. W ZPD im. Kasprzaka załoga żądała usunięcia dyrektora, który naraził się dokonywaniem kradzieży, braniem łapówek i niewłaściwym stosunku do pracowników. Ci zaś okazali się na tyle zdeterminowani, że grozili spaleniem fabryki. Analogiczna sytuacja miała miejsce PTHW nr 5. W ŁZO domagano się podwyżek wynagrodzenia. Do wartego odnotowania wydarzenia doszło w zakładach im. Wojska Polskiego, kiedy to strajkujących robotników poprała I sekretarz KW PZPR Michalina Tatarkówna-Majkowska. o Katyń.
Atmosfera „odwilży” udzieliła się łódzkim
tramwajarzom, którzy otwarcie zaczęli mówić o problemach nurtujących ich
środowisko. Domagali się zwolnienia osób skompromitowanych w okresie
stalinowskim, przywrócenia do pracy tych, których zwolniono z powodów
politycznych, reaktywowania kasy emerytalnej. Pod naciskiem dyrekcja MPK
zatrudniła część zwolnionych, w tym Zygmunta Pawlikowskiego (przedwojenny
działacz związkowy, przywódca strajku w 1946 r., od kwietnia 1947 r. urzędnik
zarządu grodzkiego PSL w Łodzi). SB obawiała się dalszego rozwoju wydarzeń,
wzrostu autorytetu bezpartyjnych tramwajarzy, wzrastającej roli Rady
Robotniczej, a nawet wybuchu strajku, dlatego postanowiła monitować środowisko.
Obawy okazały się słuszne. W dniu 21 IV 1957 r. motorniczy odmówili pracy. Mizerny
efekt dała mobilizacja partyjnych. Kwestia podwyżki płac i ich racjonalnego
zróżnicowania między poszczególnymi grupami pracowników (robotników,
konduktorów, motorniczych i kontrolerów) były czynnikami narastających i
powstawaniu nowych nastrojów strajkowych. Najbardziej drażliwe było to, że
płace motorniczych wzrosły średnio o 13%, zaś pracowników umysłowych o 42%. W
czerwcu na spotkaniu załogi z dyrekcją uzyskano zapewnienie o podwyżce, którą
przewidziano na wrzesień lub październik 1957 r. Odbyło to się bez wiedzy MGK,
które nie zaakceptowało decyzji władz MPK. Przekonała się o tym delegacja
załogi, wysłana do Warszawy w celu uzyskania gwarancji. Gdy 5 sierpnia zdała
raport ze spotkania w MGK, tramwajarze nie kryli oburzenia. Przedstawiciele KŁ
PZPR biorący udział w zebraniu, postanowili skontaktować się z KC. Dzięki temu
uzyskali zgodę na podwyżkę płac. Dobrą nowinę przekazano zainteresowanym, ale
ci podjęli decyzję o ogólnym zebraniu pracowników MPK na 11 sierpnia. KŁ
postanowił przeciwdziałać temu. Oddziaływał na dyrekcję, związki zawodowe i
organizację partyjną. Rozpowszechniono informację, że przed 30 X 1957 r. będą
podwyżki oraz do Łodzi przybędzie ktoś z MGK, w celu analizy sytuacji w firmie.
KŁ liczył na rozładowanie sytuacji. Inaczej uważało SB, które przewidywało
strajk już 8 sierpnia. W między czasie wzrosły żądania płacowe – 1980 zł/na
miesiąc dla motorniczych i 1880-2000 zł dla konduktorów, przy czym należy
pamiętać, że średnia krajowa pensja miesięczna w 1957 r. była na poziomie 1279
zł.
W sukurs KŁ PZPR przyszła Rada Ministrów, która
podjęła uchwałę o podniesieniu z dniem 11 sierpnia przeciętnie o 15% cen
alkoholi wysokoprocentowych (pow. 11%). Dzięki podwyżce miano uzyskać pieniądze
na najbardziej palące potrzeby w zakresie regulacji płac. Miała Objąć personel
pielęgniarski, pracowników tramwajów miejskich, robotników kopalń rud,
przemysłu cementowego, wapienniczego, materiałów izolacyjnych, energetyki i
terenowej służby leśnej. Tego samego dnia Komitet Porządku Publicznego, w
składzie: przewodniczący PRN, komendant MO i jego zastępca ds. bezpieczeństwa,
prokurator, dowódca jednostki KBW, komendant garnizonu WP, kierownik zarządu
Straży Więziennej, zarządził stan pogotowia dla garnizonu KBW Łódź.
SB uaktywniła 7 osób z sieci agenturalnej w MPK. Zorganizowano podsłuch na
liniach strajkujących. W okolice zajezdni wysłano mundurowe patrole MO,
pracowników operacyjnych, radiowozy w celu obserwacji. Dzień wcześniej zastępca
komendanta miejskiego MO mjr Piotr Kukuła na specjalnej odprawie zarządził stan
wzmożonej czujności.
Krótko po północy w nocy z 11 na 12 sierpnia w hali
warsztatowej zajezdni nr I rozpoczęło się zebranie. Zjawiło się ok. 1200
osób (co 4 zatrudniony). Dopiero po przybyciu dyrektora Czesława Wawrzyńskiego,
rozpoczęły się rozmowy. Zapowiedział, że każdy motorniczy dostanie 5,5 zł za
1h, a konduktor 5 zł. Zebrani zażądali zagwarantowania na piśmie. Wtedy okazało
się, że dyrektor nie jest władny do podtrzymania zobowiązań ustnych. Wobec tego
zażądano przyjazdu przedstawicieli KŁ PZPR i PRN m. Łodzi. Przybyli Karol
Krajski (I sekretarz) i Edward Kaźmierczak (przewodniczący PRN). Jednak ich
wystąpienia były ogólne i o bezcelowości zebrania, podczas gdy załoga
domagała się potwierdzenia stawek. Liczba uczestników rosła, bo do pracy
przyszli zaczynający w poniedziałek (12 sierpnia). O godz. 4.00
przedstawiciele władz wezwali do rozejścia i przystąpienia do pracy, zaś
rozczarowani tramwajarze wezwali wiceministra MGK (stanowisko ministra
wakowało) Stanisława Srokę. Jego oczekiwanie stało się faktycznym początkiem
strajku. Tramwaje z zajezdni nr I i II nie wyjechały, zaś
z pozostałych niektóre, ale po zdecydowanej reakcji łączników, powróciły
do bazy. O godz. 9.00 komunikacja w mieście całkowicie zamarła. Tego samego
dnia, ale bez związku ze strajkiem tramwajarzy, od pracy odstąpili pracownicy
odlewni w Fabryce Kotłowni i Radiatorów przy ul. Władysława Warneńczyka.
W celu zapewnienia jakiejkolwiek komunikacji władze
miasta wysłały 400 samochodów ciężarowych 12 sierpnia i 100 dalszych oraz 200
wojskowych następnego dnia na 25 tras opracowanych przez Wydział Komunikacji
RN. Strajkujący tramwajarze nie zdobyli powszechnej sympatii mieszkańców
miasta. Zdarzało się, że odmawiano tramwajarzom z korzystania z
komunikacji zastępczej.
W dniu rozpoczęcia strajku przez tramwajarzy zarządzono
alarm dla ZOMO. Wstrzymano nocną zmianę plutonów oraz wprowadzono stan ostrego
pogotowia. W ciągu dnia ściągnięto oddziały ZOMO z Piotrkowa Trybunalskiego,
Kalisza, Starachowic, Radomia i Częstochowy, razem 290 funkcjonariuszy.
Ponadto 8 Samodzielny Batalion KBW otrzymał wzmocnienie z brygad i pułków
KBW stacjonujących w Górze Kalwarii, Katowicach, Kielcach i Łowiczu. W
sumie 1 672 żołnierzy. Pod koniec dnia MO, ZOMO i KBW liczyło 3377
funkcjonariuszy, mając przeciwko sobie załogę MPK liczącą 5 000 ludzi.
Siły MO i KBW zabezpieczyły m.in.: komitety wojewódzki i miejski partii,
PRN, stacje transformatorowe, radiostację, elektrownię, gazownię i wodociągi.
Obstawiono wyloty wszystkich ulic miasta.
O godzinie 12.00 doszło do spotkania na terenie
zajezdni nr I z S. Sroką. Wiceminister nie przedstawił nawet prowizorycznych
danych o nowej siatce płac. W tym samym czasie na teren zajezdni nr
II weszło 55 funkcjonariuszy, w większości w maskach i hełmach, z bagnetami
na karabinach i wyposażeniem umożliwiającym wystrzeliwani ładunków z gazem. Zadaniem
było wyprowadzenie kilku tramwajów, które mieliby obsługiwać partyjni
motorniczy. Gdy utworzyli szyk bojowy, to otaczający wagony tramwajowe
strajkujący podnieśli ręce do góry i śpiewając Rotę, zaczęli się zbliżać
do funkcjonariuszy. Niektórzy chwytali za broń lub wdzierali się do środka
pododdziału. Wtedy wycofano się, aby użyć gazów łzawiących. Tramwajarze zostali
rozproszeni. Wówczas wyprowadzono tylko 2 pociągi, ponieważ nie znaleziono więcej
chętnych do ich kierowania. Okazało się, że dyrekcja nie przygotowała obsługi
wozów, a na dodatek sama uciekła z zajezdni, dlatego MO samo się wycofało. To zdarzenie przyczyniło się do jeszcze
większej determinacji tramwajarzy, którzy wysyłali grupy agitacyjne do innych
zakładów, zachęcając do przyłączenia się do strajku. Władza wyłączyła prąd w
sieci uniemożliwiając przemieszczanie się tramwajami. Zanim do tego doszło
grupa strajkujących z zajezdni nr I udała się na miasto w celu odbicia owych
dwóch pociągów. Akcja została uwieńczona sukcesem. Przedtem na zebranie ze S.
Sroką przybyli tramwajarze z zajezdni nr II, z zapuchniętymi od płaczu oczami,
niosąc łuski po petardach z gazem łzawiącym. Napięcia wzrosło do tego stopnia,
że ewakuowano wiceministra.
O godz. 14.00 w kioskach pojawiła się popołudniowa
łódzka gazeta „Express Ilustrowany”. Na pierwszej stronie donoszono, że
„wszyscy łodzianie znają już najprawdopodobniej przyczynę dzisiejszej przerwy w
komunikacji tramwajowej. Tak, łódzcy tramwajarze zastrajkowali”. Owszem
napisano, że decyzję podjęła załoga MPK po całonocnym zebraniu w hali zajezdni
Tramwajowa. Jednak powątpiewano, że przyczyną miała być podwyżka płac. Stwierdzano,
że było to pozór, argumentując komunikatem Rady Ministrów o podwyższeniu wynagrodzenia
m.in. pracownikom tramwajów. „Jak to, więc w parę godzin po uzyskaniu
wiadomości o uchwaleniu przez rząd dla nich podwyżki tramwajarze decydują się
jednak na taki krok jak przerwa pracy?” Dziennikarz, który napisał ten artykuł,
konstatował, że tramwajarze mieli zagwarantowane: podwyżkę płac, konkretny
termin jej wejścia w życie, wnikliwe rozpatrzenie różnych zagadnień związanych
z organizacją pracy w MPK przez specjalnie powołany do tego organ (16 sierpnia.
miała przybyć ministerialna komisja). Poza tym wcześniej uzyskali przywrócenie
gratyfikacji jubileuszowych, dodatków za wysługę lat, deputatów węglowych, kasy
emerytalnej. W zakończeniu można było przeczytać, że „w świetle tego
wszystkiego specjalnie jaskrawą staje się niesłuszna wręcz szkodliwa postawa
tych tramwajarzy, którzy przerwali pracę. Piszemy te słowa również po to, by
prawdę o strajku MPK poznali wszyscy ludzie pracy naszego miasta, by zrozumieli
jego istotny sens”. W ostatnim zdaniu zwrócono się do strajkujących z prośbą:
„wyrażamy jednak przekonanie, że tramwajarze łódzcy zrozumieją swój błąd i
powrócą do pracy”.
Popołudniu 12 sierpnia KPP podjął decyzję o
zlikwidowaniu oporu strajkujących poprzez zajęcie zajezdni nr I i II. Wieczorem decyzję zmieniono, bo dostrzeżono
osoby (coraz więcej), które nie chciały strajku.
Warto odnotować, że 12 sierpnia po mieście jeździło
auto na zagranicznych numerach, z którego robiono zdjęcia zastępczej
komunikacji. Byli w nim attache ambasady USA John Berg i jej drugi sekretarz
Richard Johnson. Zostali zatrzymani, ale zwolnił ich mjr P. Kukuła.
Rankiem 13 sierpnia ukazały się w kioskach dwa
tytuły łódzkiej prasy. W obu na pierwszych stronach donoszono o decyzji
pracowników MPK. Czytelnicy „Głosu Robotniczego” mogli przeczytać, że
„tramwajarze łódzcy porzucili pracę. Odczuł to wczoraj na własnej skórze każdy
mieszkaniec Łodzi. [...] niezależnie od ich intencji strajk ten jest obiektywnie
przeciw mieszkańcom Łodzi, przeciw normalności ich życia”. Wykazano wpływ
strajku na łódzki przemysł, pisząc o spóźnionych robotnikach, postojach maszyn,
zawalonych dziennych planach produkcji, dezorganizacji transportu zakładowego
uruchomionego do przewozu pracowników, kosztach paliwa. Również obiektywnie wg
gazety strajk był wymierzony przeciw gospodarce miasta. Dostrzeżono winnych
zajścia. „Tramwajarze podjęli strajk i wzbudziło to duży niepokój w
społeczeństwie miasta Łodzi. Na tym niepokoju chcą skorzystać obce władzy
ludowej i narodowi elementy. Interwencję milicji w zajezdni przy Dąbrowskiego,
interwencję konieczną wobec napadu tych, którzy chcieli wyjechać tramwajami na
miasto – rozdmuchali polityczni wichrzyciele do rozmiarów, które nie miały
miejsca”. I dalej „[...] ich postawa jest demonstracją przeciw partii i
rządowi, które robię co mogą i najlepiej chcą, aby podnieść poziom życia ludzi
pracy”.
W podobnym tonie został napisany artykuł w
„Dzienniku Łódzkim”, który donosił, że Łódź spotkała wielka krzywda, a przemysł
łódzki przeżył wielki wstrząs. Autor tekstu twierdził, że do strajku dążyła
grupa pracowników z 2 – 3 letnim stażem pracy, która to miała zastraszyć
pozostałych tramwajarzy. Gazeta wzywała do potępienia bezrozumnego, upartego
i warcholskiego dążenie jednostek do dezorganizacji życia gospodarczego.
Tego samego dnia o godz. 11.00 tramwajarze wezwali
do strajku stacje benzynowe. Następnie ciężarówka z tramwajarzami z zajezdni nr
I udała się w kierunku zajezdni Helenówek, aby podtrzymać strajk (pojawiły się
głosy, że miano przystąpić do pracy). Jednak zostali zawróceni przez MO i
skierowani na ul. Tramwajową. Gdy tramwajarze zaczęli wyskakiwać, zmieniono
cel. Konwój pojechał na komendę miejską MO przy ul. Henryka Sienkiewicza. Zatrzymano
22 osoby, co jedynie dało kolejny powód do trwania strajku.
O godz. 14.00 Łodzianie mogli kupić „Express
Ilustrowany”, który donosił, że „przebieg strajku tramwajarzy wczoraj i dziś
wskazuje na to, że elementy rozsądku wciąż nie mogą sobie utorować dogi do
umysłów strajkujących”. Poinformowano o prowadzonych rozmowach S. Sroki z
tramwajarzami, o jego oświadczeniu, że mimo ciężkiej sytuacji gospodarczej
w kraju doceniał położenie pracowników MPK, że przed tygodniem podjął
decyzję o przekazaniu 50 mln zł na zwiększenie ich zarobków, ale regulacje
miały się pojawić 1 X 1957 r. i żaden „strajk w tej decyzji
rządu nic nie zmieni”. „EI” wydawało się, że po tych słowach tramwajarze
wrócą do pracy, „a jednak do tej pory mniejszość upierająca się przy strajku
narzuca wolę większości”. Wskazywano, że „wśród strajkujących biorą wciąż
jeszcze górę ludzie niepoważni, których żywiołem jest sianie zamętu... Ogromna
większość uczciwych i rozsądnych tramwajarzy daje się dotychczas tumanić tej
grupie. Ale czas z tym skończyć”. Apelowano do głosu rozsądku tramwajarzy, ale
również grożono. „Państwo nie może i nie da więcej tramwajarzom niż to, co
oświadczył minister S. Sroka. Władze dysponują dostatecznymi środkami, żeby nie
dopuścić do sterroryzowania chętnych do pracy i położyć kres sytuacji,
która przynosi naszej gospodarce wielkie straty...” Ponadto gazeta podała
informację o decyzji dyrekcji MPK, że każdy, kto podjąłby pracę 13 sierpnia,
otrzymałby wypłatę za czas postoju.
O godz. 17.00 w sali Związków Zawodowych
Pracowników Komunalnych przy ul. Wólczańskiej 5 odbyła się narada tramwajarzy
należących do PZPR oraz członków związku zawodowego. Przyjęli rezolucję potępiającą
strajk i zapowiedzieli przystąpienie do pracy. Do strajkujących skierowali
odezwę Do tramwajarzy łódzkich,
podpisaną przez Zarząd Okręgu Związku Zawodowego Pracowników Gospodarki
Komunalnej i PRN m. Łodzi. Podkreślono w niej niedopuszczalność strajku.
Zaakcentowano, że nie jest ekonomiczny, a to oznaczało, że był polityczny, tym
samym wymierzony we władzę. Efekt okazał się odwrotny
od zamierzonego. Determinacja strajkujących wzmogła się, co było widoczne
przede wszystkim w zajezdniach nr I i II. Na pozostałych, mimo protestów, które
przybierały momentami tragiczne formy, jak kładzenie się kobiet-konduktorek na
szynach, aby wozy nie wyjechały, trwały przygotowania do uruchomienia
komunikacji. Tym działaniom nie mogli przeciwdziałać tramwajarze zgromadzeni
przy ul. Tramwajowej i ul. Jarosława Dąbrowskiego, ponieważ funkcjonariusze
skutecznie uniemożliwiali im przemieszczanie się. Wieczorem 13 sierpnia
kursowały już linie podmiejskie i miejska nr 9. Według „Głosu Robotniczego”
na ul. Przejazd mieszkańcy cieszyli się krzycząc: „Brawo, kochany
tramwaj!”
Prawdopodobnie o godz. 23.00 KŁ PZPR posiadał zgodę
władz najwyższych do zdławienia strajku siłą, skoro KPP podjął decyzję o
zajęciu zajezdni nr I przez 500 osób z milicji robotniczej (aktyw
robotniczy) i 120 z MO oraz zajezdni nr II przez 400 z MR i 120 z MO. W
odwodzie czekał KBW. Szturm nastąpił w nocy z 13 na 14 sierpnia o godz. 2.00.
Atak na zajezdnię przy ul. J. Dąbrowskiego nastąpił z dwóch stron, od
wschodu i zachodu. Od ul. J. Kilińskiego brama była
zatarasowana. Po jej sforsowaniu MR i MO poprzedzielało 600 – 700 strajkujących
na mniejsze grupy i następnie wypierano ich przez bramę. Użyto gumowych pałek
ze względu na opór. Część schroniła się w biurach, ale stąd też ich usunięto
siłą. Strajkujący zostali wyprowadzeni na ulicę, gdzie dodatkowo rozpraszały
ich patrole milicji. Akcja trwała 10 minut, poczym teren zajął w celu ochrony
KBW.
W przypadku zajezdni przy ul. Tramwajowej atak nastąpił od strony bramy głównej. Nie udało się uzyskać zaskoczenia. Tramwajarze podjęli obronę zajezdni. Ustawili przeszkody, rzucali kamieniami, lali wodą. Włączyli syreny alarmowe. Wtedy do ataku przystąpiło ZOMO. Jeden z dziennikarzy tak napisał w artykule, który nigdy nie ujrzał światła dziennego: „obserwowaliśmy ze zgrozą sceny katowania strajkujących. Krew pryskała na ściany, bito leżących, rzucano ich jak kłody do ciężarówek”. Aresztowano 36 osób, resztę rozproszono. Ogólnie tej nocy do aresztu trafiło 60 osób. ej ulotki.
W przypadku zajezdni przy ul. Tramwajowej atak nastąpił od strony bramy głównej. Nie udało się uzyskać zaskoczenia. Tramwajarze podjęli obronę zajezdni. Ustawili przeszkody, rzucali kamieniami, lali wodą. Włączyli syreny alarmowe. Wtedy do ataku przystąpiło ZOMO. Jeden z dziennikarzy tak napisał w artykule, który nigdy nie ujrzał światła dziennego: „obserwowaliśmy ze zgrozą sceny katowania strajkujących. Krew pryskała na ściany, bito leżących, rzucano ich jak kłody do ciężarówek”. Aresztowano 36 osób, resztę rozproszono. Ogólnie tej nocy do aresztu trafiło 60 osób. ej ulotki.
„Express Ilustrowany” 14 sierpnia donosił, że
„rozsądek większości tramwajarzy zwyciężył”. Informowano, że po mieście do momentu
wydania gazety (14.00) kursowało 75% tramwajów. Próżno szukać w prasie tamtego
czasu wiadomości o siłowym zdławieniu strajku, ani tym bardziej o prawdziwych
pobudkach, jakie pchnęły pracowników MPK do takiego kroku. Dla prasy było
jasne, że łódzcy tramwajarze zastrajkowali, dając „posłuch nieodpowiedzialnym
elementom”, jak donosiła chociażby „Trybuna Ludu”. „Dziennik Łódzki” pokusił
się nwaet o analizę szkód, jakie wyrządzili strajkujący tramwajarze. Obarczono
ich winą za kłopoty gospodarcze, polityczne i moralne. W pierwszym
przypadku informowano, że na komunikację zastępczą wydano 750 tys.
dziennie. W drugim dostrzeżono „podnoszące się głosy sił wrogich idei VIII i IX
plenum o potrzebie przywrócenia rządów silnej ręki”. W trzecim zaś,
że tramwajarze odpowiadali za zmęczenie i zdenerwowanie klasy robotniczej.
W działaniach rozliczeniowych władza okazała
bezwzględność. Zamierzano zwolnić 70 osób, z czego 9 natychmiast. Zawieszono, a
później zwolniono dyrektora MPK Cz. Wawrzyńskiego. Wobec innych zastosowano
wyrafinowaną grę. Mianowicie uzależniano dalszą pracę na tramwajach od odcięcia
się od strajku. Rozwiązano Radę Robotniczą i zapowiedziano zawieszenie Rady
Zakładowej. Do 26 sierpnia zawieszono 28 członków partii, którzy odpowiednio
nie zareagowali w czasie strajku, czyli zamiast potępić, przyłączyli się do
niego. Zastąpiono na stanowisku I sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR
w MPK Mariana Banaszka Józefem Delfińskim.
SB wytypowała osoby, którym zarzuciła działanie
uniemożliwiające podjęcie pracy tym, którzy nie chcieli strajkować. Do tej
grupy zaliczono Lecha Jagielskiego, Halinę Pawełczyk, Annę Boblach, Krystynę
Smolaga, Irenę Matusiak, Marię Michalak, Czesława Zająca. Do aresztu trafili
Cz. Zając, L. Jagielski, H. Pawełczyk, I. Matusiak, dozór milicyjny dostali
K. Smolaga i A. Boblach. 28 października rozpoczął się proce w Sądzie
Powiatowym przeciwko L. Jagielskiemu, H. Pawełczyk, I. Mutusiak, K. Smoladze i
A. Boblach za to, że kładąc się na torach uniemożliwili wyjazd tramwajom z
zajezdni przy ul. Tramwajowej. Groziło im 2 lata więzienia lub 2 lata
aresztu. Obrońcy wnioskowali o powołanie biegłego socjologa w celu ustalenia,
czy na postępowanie oskarżonych z czasie zajść strajkowych miała wpływ psychoza
tłumu. 18 listopada sąd wydał wyrok: H. Pawełczyk i I. Matusiak na 3 m-ce
aresztu z zaliczeniem aresztu tymczasowego, K. Smolaga na 3 m-ce
z zawieszeniem na 2 lata, A. Boblach na karę grzywny w wysokości 250
zł, a w razie nieściągnięcia 27 dni aresztu, L. Jagielski został uniewinniony.
Osobny proces wytoczono Cz. Zającowi, którego 28 listopada sąd skazał
go na rok więzienia za znieważenie S. Sroki.
Piotr Ossowski
Zdjęcia pochodzą z archiwum Life.
Bibliografia
1/ K. Lesiakowski,
Strajki robotników łódzkich w październiku`56 i okresie popaździernikowym,
[w:] Łódź w latach 1956 – 1957, red. L. Próchniak, J. Wróbel, Warszawa
2006, s. 246 – 278.
2/ Dziennik
Łódzki, 1957
3/ Express
Ilustrowany, 1957
4/ Głos
Robotniczy, 1957
5/ Trybuna Ludu,
1957
6/ Tramwajarz Łódzki, 1980
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz